środa, 15 maja 2013

Ludzie dzielą się na... mądrych i głupich



Kilka dni temu z pewnym zdziwieniem przeczytałem artykuł o pracy kelnerów popełniony przez młodą dziennikarkę (tutaj można przeczytać artykuł) która przez jeden dzień pracowała właśnie jako kelnerka w jednej z sopockich restauracji.
Zadziwiło mnie nie to, że została kelnerką.  Bądź co bądź kelner to jedno z ważniejszych „stanowisk” w restauracyjnym biznesie.  Zdziwiło mnie jak łatwo przychodzi niektórym stawanie się specjalistami i wyroczniami w różnych dziedzinach. W komentowanym artykule dziedzin, w których Pani Redaktor poczuła się niemalże delficką wyrocznią można wymienić kilka. Między innymi socjologia – teraz już wiemy, że Amerykanie to wzory wszelkich cnót, ludzie, którzy od wczesnej młodości pracują wszyscy jako kelnerzy więc doceniają pracę innych kelnerów, a Warszawiacy to wyłącznie chamy przynoszące wstyd nie tylko naszej pięknej stolicy, ale również reszcie społeczeństwa.

Droga Pani Redaktor, „ludzie to tylko ludzie” jak mawia mój wspólnik, a cytując klasyka „ludzie dzielą się na mądrych i głupich, a nie naszych i waszych”. Prowadzę restaurację od 7 lat w miejscu równie tłumnie uczęszczanym przez turystów jak „Monciak” w Sopocie, a takich wniosków raczej nie chciałbym formułować. Widujemy na naszej sali wielu ludzi i mamy okazję z nimi rozmawiać. Zdarzają się bardzo mili mieszkańcy Warszawy i bardzo niemili Amerykanie. Ale pomińmy uogólnienia, które z założenia są nieprawdziwe i bezsensowne. Bardziej zainteresował i lekko zniesmaczył mnie inny aspekt.

U podstaw całych tych wywodów Pani Redaktor leży moim zdaniem błędne założenie, że nos jest dla tabakiery, a nie tabakiera dla nosa. My, jako ludzie decydujący się na pracę w usługach gastronomicznych MUSIMY rozumieć, że Goście maja prawo do swoich upodobań i zachowań (oczywiście w społecznie i kulturowo akceptowalnych granicach) i że MUSIMY mieć nieco większy margines tolerancji.
Bardzo często powtarzam swoim pracownikom żeby obsługiwali gości tak jak sami chcieliby być obsłużeni w restauracji. Często bywam w Sopocie i wielokrotnie miałem okazję doświadczać niekoniecznie fachowej obsługi. Chociażby nieznajomość karty, która jest karygodna z punktu widzenia fachowca. „ Bo jestem nowa” - cóż to za usprawiedliwienie? Kreuje się Sopot na światowy kurort, ale niestety wieje prowincjonalizmem. Trochę działa zasada, że przez kilka miesięcy musimy zarobić na cały rok i to najlepiej tyle żeby jeździć zaraz mercedesem albo innym wypasionym wehikułem czasu. Przecież i tak za rok przyjadą, więc można im sprzedać kawał mrożonej ryby w panierce. Mam wrażenie, że tego Pani nie zauważyła. Wdrożenie się do sensownej pracy w gastronomi to mozolny i długi proces. Nie każdy może być kelnerem, bo nie każdy ma do tego predyspozycje. Trudno po kilkunastu godzinach pracy oceniać zachowania gości. Klienci przychodzą do restauracji odpocząć, a nie robić dobre wrażenie na kelnerce. Obsługa, która już zarobiła swoje 300 PLN dziennie i najchętniej by już pogoniła całe towarzystwo spać, nie może sapać, że goście chcą jeszcze posiedzieć w restauracji. Mają do tego prawo. Oni są na wakacjach, a my jesteśmy w pracy. Nie bagatelizuję problemów, z którymi możemy się spotykać. Patologie zdarzają się wszędzie, a nasza profesja może nieco bardziej narażać na nieprzyjemne zdarzenia, ale w każdej pracy można spotkać się z człowiekiem, którego wolelibyśmy ominąć szerokim łukiem.

I już na koniec. Pani Redaktor nieświadomie lub świadomie… trudno stwierdzić … poświęciła lwią część swojego artykułu na dywagacje na temat napiwków. Brawo! Może nawet Pani tekst i przeprowadzone przez Panią „badania” mogłyby być świetnym narzędziem dla Urzędów Skarbowych i dla urzędników Ministerstwa Skarbu, którzy jak szaleni szukają, kogo i gdzie można byłoby jeszcze złupić by wrzucić grosik do rządowego worka bez dna. Czy Pani zdaje sobie sprawę, że Pani koledzy niekoniecznie płacą podatek od „3 tys. PLN i to jak jest słaby miesiąc a jak jest dobry to od 5 tys”? Może znajdzie się taki mędrzec, który to uśredni. Czy zdaje sobie Pani sobie sprawę z tego, że urzędnicy tylko czekają żeby opodatkować napiwki i prace kelnerów. Warto czasem pamiętać, że każdy kij ma 2 końce, a jednym z nich można porządnie oberwać. A tym, kto oberwie nie będzie Pani Redaktor tylko Pani „koledzy” z restauracji w całej Polsce.