Kilka dni temu z pewnym zdziwieniem przeczytałem artykuł o
pracy kelnerów popełniony przez młodą dziennikarkę (tutaj można przeczytać artykuł) która przez jeden dzień
pracowała właśnie jako kelnerka w jednej z sopockich restauracji.
Zadziwiło mnie nie to, że została kelnerką. Bądź co bądź kelner to jedno z ważniejszych
„stanowisk” w restauracyjnym biznesie.
Zdziwiło mnie jak łatwo przychodzi niektórym stawanie się specjalistami i
wyroczniami w różnych dziedzinach. W komentowanym artykule dziedzin, w których
Pani Redaktor poczuła się niemalże delficką wyrocznią można wymienić kilka.
Między innymi socjologia – teraz już wiemy, że Amerykanie to wzory wszelkich
cnót, ludzie, którzy od wczesnej młodości pracują wszyscy jako kelnerzy więc
doceniają pracę innych kelnerów, a Warszawiacy to wyłącznie chamy przynoszące
wstyd nie tylko naszej pięknej stolicy, ale również reszcie społeczeństwa.
Droga Pani Redaktor, „ludzie to tylko ludzie” jak mawia mój
wspólnik, a cytując klasyka „ludzie dzielą się na mądrych i głupich, a nie
naszych i waszych”. Prowadzę restaurację od 7 lat w miejscu równie tłumnie uczęszczanym
przez turystów jak „Monciak” w Sopocie, a takich wniosków raczej nie chciałbym
formułować. Widujemy na naszej sali wielu ludzi i mamy okazję z nimi rozmawiać.
Zdarzają się bardzo mili mieszkańcy Warszawy i bardzo niemili Amerykanie. Ale
pomińmy uogólnienia, które z założenia są nieprawdziwe i bezsensowne. Bardziej
zainteresował i lekko zniesmaczył mnie inny aspekt.
U podstaw całych tych wywodów Pani Redaktor leży moim
zdaniem błędne założenie, że nos jest dla tabakiery, a nie tabakiera dla nosa. My,
jako ludzie decydujący się na pracę w usługach gastronomicznych MUSIMY
rozumieć, że Goście maja prawo do swoich upodobań i zachowań (oczywiście w
społecznie i kulturowo akceptowalnych granicach) i że MUSIMY mieć nieco większy
margines tolerancji.
Bardzo często powtarzam swoim pracownikom żeby obsługiwali gości
tak jak sami chcieliby być obsłużeni w restauracji. Często bywam w Sopocie i
wielokrotnie miałem okazję doświadczać niekoniecznie fachowej obsługi. Chociażby
nieznajomość karty, która jest karygodna z punktu widzenia fachowca. „ Bo
jestem nowa” - cóż to za usprawiedliwienie? Kreuje się Sopot na światowy kurort,
ale niestety wieje prowincjonalizmem. Trochę działa zasada, że przez kilka
miesięcy musimy zarobić na cały rok i to najlepiej tyle żeby jeździć zaraz mercedesem
albo innym wypasionym wehikułem czasu. Przecież i tak za rok przyjadą, więc
można im sprzedać kawał mrożonej ryby w panierce. Mam wrażenie, że tego Pani
nie zauważyła. Wdrożenie się do sensownej pracy w gastronomi to mozolny i długi
proces. Nie każdy może być kelnerem, bo nie każdy ma do tego predyspozycje.
Trudno po kilkunastu godzinach pracy oceniać zachowania gości. Klienci przychodzą
do restauracji odpocząć, a nie robić dobre wrażenie na kelnerce. Obsługa, która
już zarobiła swoje 300 PLN dziennie i najchętniej by już pogoniła całe
towarzystwo spać, nie może sapać, że goście chcą jeszcze posiedzieć w
restauracji. Mają do tego prawo. Oni są na wakacjach, a my jesteśmy w pracy.
Nie bagatelizuję problemów, z którymi możemy się spotykać. Patologie zdarzają
się wszędzie, a nasza profesja może nieco bardziej narażać na nieprzyjemne
zdarzenia, ale w każdej pracy można spotkać się z człowiekiem, którego
wolelibyśmy ominąć szerokim łukiem.