Po kulinarnym spacerze wśród miłośników regionalnego jadła i
napitków, urzeczeni powidłami z róży damasceńskiej, „Kozią rurą” i razowym
miodownikiem, przenieśliśmy się w okolice drogi mlecznej. Ciągle na Ziemi, ale
kulinarnie już w innym wymiarze. Zostaliśmy zaproszeni do autorskiej restauracji
SFERA by Sebastian Krauzowicz w hotelu Copernikus.
Restauracja jak
przystało na miejsce wielkiego szefa kuchni w mieście wielkiego astronoma ma
wystrój nieco kosmiczny. W wystroju dominują szarości interesująco zestawione z
zimnym odcieniem różu. Piękne żyrandole i szklane kule jak gwiazdy na sklepieniu
restauracji – wszystko razem daje wrażenie szerokiej przestrzeni. Przemiła
obsługa. Gratulacje Szefie! Pani, która nas obsługiwała zasługuje na laur
pracownicy miesiąca. Miła, uprzejma, pomocna, dystyngowana i dyskretna. W
dodatku potrafi mówić po rosyjsku, co jest rzadkością wśród młodego pokolenia. Obsługa
to zdecydowanie wielki atut tego miejsca.
Dostąpiliśmy (ja i moje Towarzyszki) zaszczytu zwiedzenia
kuchni. To niezbyt jeszcze częsty w Polsce zwyczaj wyrażenia dumy z tego, z kim
i jak się pracuje. Z drugiej strony goście czują, że okazuje im się szczególne względy,
kiedy szef kuchni zaprasza ich do swojego królestwa żeby przedstawić
najważniejszych artystów dnia czy wieczoru schowanych za kurtyną kuchennych
drzwi. Wielkie dzięki Szefie za taką możliwość! Wycieczka była bardzo
pouczająca i ogromnie inspirująca. Zobaczyliśmy prawdziwą pasję i determinację
w odkrywaniu i opisywaniu kulinarnego wszechświata.
Szczególne wrażenie zrobiło na nas sezonowane mięso pachnące
dymem i ziołami, którego przygotowaniem zajmuje się Sous Chef - Marcin Gruszka (przez
przyjaciół zwany „Gruchą”). To prawdziwe arcydzieło smaku, aromatu i tekstury. „Poczekadełkiem”
była chrupiąca grzanka z odrobiną wspomnianej wołowiny uzupełniona słodyczą
truskawki, a dostaliśmy je podane na polnym kamieniu… Brawo, Chef Marcin! Cudny pomysł! Od naszej wizyty w Sferze myślę
nad wypaleniem kilku cegieł, na których moglibyśmy podawać „poczekadełka”
gościom przy szczególnych okazjach.
Potem przyszła pora na krupnik z żółtkiem, przygotowanym
metodą zwaną sous-vide (co w naszym kraju jest absolutną nowością). Świetny
krupnik. Jestem wielbicielem krupniku, a ten był doskonały. Znowu urzekająca
forma serwisu - na talerzu podano tylko żółtko i bouquet garnii,
a następnie podeszła nasza przemiła pani kelnerka i nalała gorący krupnik do
talerza. Bardzo elegancko. To kolejny element, nad którego importem dla naszych
gości zastanawiam się od wizyty w Toruniu.
Daniem głównym był łosoś przygotowany w „kosmicznej skrzynce”
i podgrzybki z sosem berneńskim, musem pomarańczowo-dyniowym do przegryzienia
miedzy podgrzybkami, a łososiem. Na koniec jeszcze nuta sosu z czarnej
porzeczki. Były też płatki koziego sera i szparagi.
Na deser lody, które wyglądały jak księżycowe skały podane z
sorbetem buraczano-malinowym, a trochę na uboczu naszego galaktycznego
deserowego talerza znalazła się zielona pianka, biszkopt o wyglądzie morskiej
gąbki. Bardzo ciekawe zestawienie: chrupiące lody czekoladowe, smak malin i
nuta buraka.
Byliśmy bardzo usatysfakcjonowani. Wszystko, co jadłem współgrało
z miejscem i z filozofią Szefa. Myślę, że gdyby dr Mikołaj Kopernik odwiedził
restaurację Sfera by Sebastian Krauzowicz, byłby bardzo dumny z toruńskiego
(choć tak naprawdę zakopiańskiego) kucharza, który podbija serca nie tylko Torunian
swoimi kulinarnymi dziełami. I tak jak przed wiekami Mikołaj Kopernik dokonał przewrotu
w świecie nauki, tak Chef Sebastian za jego przykładem dokona przewrotu w toruńskich,
polskich i światowych kulinariach, czego JEMU i całemu zespołowi Sfery z całego
serca, jako Kucharz Wielkiego Mistrza na Zamku w Malborku życzę.