Apetyczny tytuł, prawda? Kojarzy się z czymś pachnącym dymem :-) Ale tym razem będzie raczej o złym smaku i trochę o niesmaku...
Jak wiecie oprócz jakości potraw przygotowywanych w mojej
restauracji przywiązuję ogromna wagę do wystroju i tego, żeby moi goście byli
traktowani po królewsku. Jestem bardzo dumny z menu Króla Maciusia. Dzieci czerpią
dużo radości z czytania bajki, Maciusiowy stół jest okupowany od wczesnych
godzin rannych do samego wieczora. Dzbanek pysznego kompotu jest opróżniany w
kilka sekund podczas morderczego malowania przeróżnych arcydzieł, tak więc
kelnerzy muszą mieć baczenie aby nie zabrakło pysznego kompotu dla gości króla
Maciusia. I bardzo dobrze! Dzięki temu widzę, że nasze wysiłki miały sens i o
to właśnie mi chodziło.
Menu Maciusiowe jest bardzo ładne. Bajka w środku czyni dużo
dobrego. Mam nadzieję, że niejedno dziecko poprosi rodziców o przeczytanie
całej opowieści o królu Maciusiu. Niestety zauważyliśmy także bardzo niepokojący
i trochę przykry aspekt tego zamieszania wokół Króla Maciusia. Wydrukowaliśmy
100 egzemplarzy menu. Koszt każdego wraz z drukiem i projektem to 20 PLN. Na menu
jest informacja, że jeśli komuś się bardzo podoba i chciałby mieć je na
własność, to można je kupić. Oczywiście jest mi bardzo miło, że goście
doceniają pracę moją i jeszcze kilku osób, dzięki którym jest ono takie piękne
aż chciałoby się zabrać je do domu. Teraz już ze 100 wydrukowanych sztuk
zostało nam około 20. Niestety najczęściej „wychodzi” ono z restauracji jakby
„tylnymi drzwiami”.
Ostatnio zdziwiłem się bardzo, gdy przy drzwiach wyjściowych
z restauracji zatrzymałem królową matkę z Maciusiowym menu w dłoni. Na moje
pytanie, czy kupiła albo, chociaż zapytała kelnera czy może na pamiątkę sobie wziąć,
spojrzała na mnie pogardliwie i odpowiedziała ze skoro stoi na stole, to chyba po
to żeby brać do woli… Jakakolwiek dyskusja i próba wytłumaczenia, że jednak tak
nie jest, kończy się awanturą i obelgami pod adresem kelnera lub restauratora. Najbardziej
niepokojącą rzeczą w całej sprawie jest to, że wszystko odbywa się w obecności
dzieci. Drodzy Państwo, uczycie Wasze dzieci tego, że kiedy nikt nie patrzy
można zabrać dowolny przedmiot z restauracji. Dzieci, które na to patrzą, myślą,
że skoro mama bierze menu z restauracji, to dlaczego nie mogę zabrać komputera
ze sklepu. No, może jest to przesadzony przykład, ale dlaczego rodzice, czy też
dorośli ludzie którzy towarzyszą dzieciom, tak się zachowują? Nie jest moim
zadaniem pilnowanie każdego egzemplarza menu. Nie mam z tym problemu, żeby życzliwie
się czymś podzielić. Jeśli dziecku bardzo się spodobało i za przyzwoleniem
rodziców lub opiekunów pyta mnie, czy może na pamiątkę wziąć sobie menu króla
Maciusia, to nie odmawiam. Nigdy nie odmówiłem niczego moim gościom. Często
rozdaję na lewo i prawo restauracyjne smakołyki dla dzieciaków i gości. Ale na litość
Boską! To jest zwykła KRADZIEŻ - nie ma różnicy czy to restauracja, sklep, czy
bank. Wynoszenie łyżeczki z samolotu, restauracji czy od przyjaciół z domu jest
po prostu złodziejstwem, a nie zabawą w kolekcjonowanie pamiątek. Zanim
następnym razem sięgniecie po tego rodzaju „pamiątkę”, proszę pomyśleć, że
kelnerzy ponoszą często odpowiedzialność materialną za wyposażenie w
restauracji. Uważacie, powinni oni tyrać cały dzień, żeby potem na koniec oddać
wszystko, co zarobili tylko dlatego, że komuś się wydawało, że w restauracji
wszystko jest niczyje? W restauracji,
sklepie czy fabryce wszystko jest czyjeś, a wynoszenie cudzej własności jest KRADZIEŻĄ
i przestępstwem.