Bardzo sobie cenię wtorkowe i piątkowe spotkania z moimi
dostawcami na Malborskim ryneczku. Lubię tych ludzi i szanuję za ich upór,
nieprzeciętną wiedzę ma temat np. śliwki węgierki, gruszek czy jabłek. Myślę, że
oni tez naszą restaurację cenią,
chociażby za to (bo widok to nieprzeciętny) że chce nam
się wstawać np. październiku gdy
za oknem deszcz, wiatr i zimno i szukać
po straganach najpiękniejszych warzyw i czy owców. Kupujemy sobie wtedy z wózka pana
Andrzeja rozpuszczalną kawę z mlekiem i jest prawie jak Coffe Haven jedynie z tą
różnicą, że nie jesteśmy otoczeni workami z kawą tylko workami z ziemniakami i beczkami
kwaszonej kapusty. Lubię to miejsce i widzę że ludzie, którzy tam sprzedają,
lubią swoja pracę, chociaż nie jest ona lekka i łatwa.
Myślę, że mam jeszcze jedną misję
do spełnienia i zauważam, że po woli zaczyna działać.
Nie palę papierosów,
nigdy nie paliłem, nie zatrudniam ludzi palących papierosy do pracy. Nie
wyobrażam sobie kucharza jarającego papierosy, czy kelnerkę palącą, a za chwilę
obsługująca gości. Z paszczy jedzie jak z popielniczki, ręce nieumyte, bo nie
było czasu czy może brak nawyku... Tak więc mamy nie restaurację tylko palarnię w
kinie. Do dziś pamiętam charakterystyczny zapach palarni w kinie Relax w Grajewie, gdzie jako dziecko
chodziłem na Misia Colargola. Dzisiaj wkurzam się i
sapię kiedy kupuję 20 kg śliwki węgierki, a Pani sprzedawczyni z petem w zębach
usadowionym między 5 a 6 w szczelinie po 4 obsypuje hojnie moje śliwki
popiołem, jakby jakiś urok odczyniała. Na moje warczenie pani odpowiada, że się
czepiam. Tak! Czepiam się, bo mam ochotę za chwilę zjeść śliwkę bez mycie z ufnością, że nie ma na niej popiołu z peta, czy innego dziadostwa.
To samo dotyczy twarogu i
kur. Jesienią jakoś to jeszcze wygląda, bo muchy
nie latają, ale latem takie stoisko z drobiem wygląda jak "bakutyl". Nikomu to nie
przeszkadza? Dziwi mnie, że przede wszystkim samym sprzedającym to nie przeszkadza. Nie ma
co narzekać, że nikt nie kupuje, bo jeśli ktoś ma trochę oleju w głowie, to może nie
zareaguje nerwowo, jak Gałązka tylko przejedzie i niczego nie kupi.
Nabożne matrony powinny uczyć się od poczciwych seniorek próbujących sprzedać cokolwiek, żeby
powiązać koniec z końcem. Mam ulubioną Panią
od której kupuję twaróg do naleśników (mam nadzieję, że Pani z "sanepidu" nie
czyta mego bloga) - zawsze czysta, bielutki lniany ręczniczek, na nim
poukładane kostki twarogu. Zafoliowane i z ceną. Pani, kiedy widzi mnie w piątek, uśmiecha się już z daleka, bo wie że kupię wszystko co ma na straganie (a ma jakieś 2 kg pysznego twarogu na
naleśniki). Dlaczego wszyscy tak nie mogą? A może sami pozwalamy i przyzwalamy na
taki stan rzeczy. Myślę, że trzeba reagować, upominać i wymagać porządku i czystości.
Kolejna sprawa to dostawcy zewnętrzni. Co to za zwyczaj, że
ja mam donosić sobie towar do restauracji z samochodu, bo pan który dowozi nie jest tragarzem a tylko kierowcą? Zamawiamy jajka w Oldarze.
Pan jajek do restauracji nie przyniesie,
bo za ciężko, zostawia je na moście... w końcu jest kierowcą... Pani w firmie Oldar
każe mi się dogadać z kierowcą, bo nakazać mu nie może. ??? W takim razie ja
przestanę płacić. Zamawiam towar do
restauracji, a nie na most na
Nogacie. Taka sama akcja z dostawcą drobiu. Bo mu "jest ciężko czy można dać
kelnera". Wszystko jest dobrze dopóki nie wydarzy się np. jakiś wypadek. Pan "kierowca" się zwinie,
a ja będę się tłumaczył w sądzie i nie mam pewności, że sąd podzieli moją opinię,
że chciałem tylko pomóc panu dostawcy, bo jemu było za ciężko... Coś się w tej materii
źle dzieje...
Oczywiście, że dam sobie rade i "się ogarnę". Ale chciałbym, żeby w takich prostych sprawach życie było lżejsze. Pani na straganie
nawet jak pali, mogłaby zrobić to za samochodem. Kury i kaczki można ładnie przykryć
ściereczkami. Pan kierowca zabiera ze sobą kolegę do pomocy i nie musi się denerwować, że szef czy menadżer nie chce kelnera robić tragarzem na czas dostawy. Byłyby to czasy jak w magazynie STRAŻNICA gdzie kucharz i
dostawca jak owieczka z wilkiem bawić się będą na kwiecistej łące. :-) Tego sobie i
braciom kucharzom no i dostawcom życzę. Ale zanim to nastąpi dbajmy o czystość
i higienę osobistą.
A oto i tytułowy "Kwiatek dla dostawcy" :-) Smacznego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz