" Był Zbyszko z Bogdańca, Jurand ze Spychowa, a teraz jest Bogdan z Malborka. By stanąć oko w oko z Mistrzem Gałązką, trzeba pokonać dwie dynie, jedną bramę, minąć tablicę ostrzegającą, że znajdujemy się w strefie wolnej od smalcu, oraz nie przestraszyć się czterech psów nocą.
Gothic Cafe jest jednym wielkim czakramem, mimo że ten oficjalny można dotknąć nogami w kaplicy Świętej Anny nieopodal i nielegalnie. Wszystko, co robimy na zamku, jest nieprzyzwoite, nielegalne, grzeszne. Nocą i za dnia. Jemy za dobrze i za dużo, naśmiewamy się z mistrzów, których przewrotnie los ustawił po śmierci w mur piłkarzy zasłaniających przyrodzenie, zadzieramy głowy, tropiąc bluszcz od stu lat spijający wilgoć z murów, wąchamy lipowe drzwi nocą, macamy cegły o różnej temperaturze, rwiemy dawkę witaminy C z zamkowego krzaka.
Wiem, którym kominem Święty Mikołaj przyniesie prezenty, jak wyglądała przerwa na sen w czasie prac na zamku na początku stulecia (bo widziałam genialne fotografie) oraz w czym tkwi sekret lodów szafranowych w Bogdanowej restauracji (we własnym ogródku i w recepturze perskiej księżniczki, z którą gotował na zamku), a także czym są obiecane conchias na śniadanie. Trójtłuszczowym wypiekiem, słodkim, o kształcie ogromnej muszelki nadawanym niepozornym urządzeniem. To jak czeskie ciastko ul, któremu nadaje się kształt konkretnego gadżetu. Istny Meksyk w kuchni zamkowej i w głowie mistrza Gałązki. Kiełbaski z gęsiny z guacamole i w mole, śledź niczym ceviche z ciecierzycą i nachos, gęsia pierś z rzepą i na orientalnie, gęste pesto pietruszkowe na polskim serze, konfitura z kiszonej kapusty. Jem ciepłe rogale i bułki sezamowe własnego wypieku, wyuczone ciężką pracą… w polskiej piekarni w Meksyku. Nie chce mi się już nic do nich – chyba że plaster szenekera i malinową konfiturę. Czeka na mnie jeszcze tylko jedno dzieło kulinarnej sztuki: akordeon, szalik, kaloryfer kaszubski z ciasta drożdżowego zasypany cynamonem, odrywany po kawałku do filiżanki ziół z zielnika. Planowany od dawna, znany z fotografii, wyczekany i spróbowany w zbyt małej ilości.
Jednego mi żal: naleśników z serem, które od ośmiu lat na śniadanie jedzą pracownicy Gothic Cafe. Bogdan ze swoimi przyjaciółmi tak zaczyna dzień.
Tekst i wybór fotografii: Agata Wojda
A tutaj można przeczytać więcej tekstów i niezwykle ciekawych przepisów Agaty
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz