Nie ma chyba nikogo na świecie, kto
interesuje się kulinariami, ale nie słyszał o tym kulinarnym
przewodniku. Emocje, które towarzyszą za każdym razem publikacji
nowego przewodnika bywają nawet tematem filmów, przyczyną depresji
i bezsennych nocy niejednego wrażliwego szefa kuchni. Ba! Zdarzało
się nawet, że utrata gwiazdki była przyczyną samobójstwa. Bez
wątpienia przez ponad 100 lat swojej tradycji przewodnik Michelina
doczekał się uznania w Europie i jest jednym z wyznaczników
kulinarnej elegancji, na jaką możemy liczyć wybierając się do
restauracji w nim opisanych
Nieco inaczej wygląda sprawa w USA.
Alternatywnym źródłem informacji o najlepszych restauracjach jest
ZAGAT www.zagat.com . Zagat można
powiedzieć, że jest amerykańska wersją przewodnika. Ma nawet
podobny format, a różnica jest tylko taka, że odnosi się do
restauracji w różnych częściach USA, ma więc charakter bardziej
„lokalny”. Jeszcze bardziej lokalnym, skupionym na kulinariach w
NYC, lecz równie ważnym źródłem wiedzy o nich jest środowe
wydanie NYT, a raczej dodatek DINING AND WINE. Podróżujący w środę
metrem łatwo mogą rozpoznać szefów kuchni, ludzi związanych z
gastronomią czy pasjonatów i smakoszy. Wszyscy oni zaczytani są tego dnia w
dodatku o jedzeniu. Znajdują tam opinie krytyków kulinarnych o nowo
otwartych miejscach, a czasem też o miejscach, które już przestają
spełniać pokładane w nich oczekiwania. Jednym z przykładów,
którymi „żył” kulinarny światek Nowego Jorku były perypetie
Szefa Paula Liebrandt’a, który w wieku 24 lat został okrzyknięty
przez NYT cudownym dzieckiem kulinariów i otrzymał 3 gwiazdki NYT,
co wywołało ogromne kontrowersje. Jedni wychwalali go pod niebiosa,
podczas gdy inni twierdzili, że jego dania to straszny bałagan na
talerzu bez wizji i koncepcji.
Bez wątpienia bycie zauważonym przez
krytyków NYT czy przewodnika Michelina jest wielkim wyróżnieniem i
wiąże się z ogromnym prestiżem. Trzeba jednak pamiętać, że na
samym Manhattanie jest około 3,5 tys. Restauracji, a wśród nich
wiele dobrych, których w przewodniku nie znajdziemy. Nie ma ich tam
z różnych powodów… inspektor nie dotarł… właścicielom i
szefom kuchni nie zależy… Rozmawiałem z szefem kuchni restauracji
Narcissa (21 Cooper Sq. ) Powiedział, że dla niego dużo ważniejsze
jest środowe wydanie New York Times Reviev (Dining and Wine), w
którym krytycy z prawdziwego zdarzenia oceniają restauracje i
nadają gwiazdki NYT( można otrzymać od 1 do 4 gwiazdek). Twierdzi, że dla jego gości, którymi w 99% są Nowojorczycy, znalezienie się na łamach tego dodatku jest wiarygodnym
dowodem na jakość jedzenia i serwisu.
Oczywiście trzeba też pamiętać o
tym, że Przewodnik opisuje rzeczywistość oczami inspektora,
którego gusta często nie pokrywają się z naszymi oczekiwaniami. Ale
tę ocenę zgodności upodobań zostawmy już subiektywnym odczuciom
odwiedzających miejsca z przewodnika. Czasem bywa trudno odnieść
się do tych ocen lub je zweryfikować, bo jak ocenić restaurację,
która w przewodniku ma gwiazdkę Michelina, a jest np. zawieszona
przez NYC sanepid.
Powracając na Polski grunt... Mam
wrażenie, ale to moje subiektywne odczucie, że w tej pogoni za
gwiazdkami zaczyna nam znikać z horyzontu to, do czego jesteśmy
powołani. Bo przecież trudzimy się codziennie by radować naszych
gości naszymi kulinarnymi dziełami, a nie po to by wspomniano o nas
w nawet najbardziej prestiżowej publikacji. Będąc w NYC
odwiedziłem ok. 30 restauracji z gwiazdkami i bez gwiazdek i chciałbym podkreślić, że nie powinniśmy chodzić z "podkulonym
ogonem" z powodu nie posiadania rzeczonych gwiazd. Gotujemy wybornie, wyśmienicie i wspaniale. Przewodnik nie
może być celem samym w sobie, bo takie myślenie doprowadzić może jedynie do
szaleństwa. Nie zapominajmy też, że wydawanie słynnego
przewodnika jest zwykłym biznesem. W NYC sprzedano ok. 1 milion (!)
egzemplarzy przewodnika w cenie 20 dolarów za egzemplarz. Proste
dodawanie i mnożenie przez ilość dużych miast w kilku państwach…
i już przed oczami mamy kwotę, od której aż kręci się w głowie…
Bez najmniejszego problemu można
znaleźć w Polsce 100 dobrych restauracji na światowym poziomie.
Nie jest prawdą, że konieczne jest posiadanie w nich blach czy
innych sprzętów spełniających wytyczne inspektora Michelina.
Jednym z dowodów na poparcie tej tezy niech będzie znaleziona
przeze mnie w przewodniku polska restauracja na Greepoint z 2 "parami
sztućców", która nie jest niczym innym jak jadłodajnią dla
Polaków wracających z pracy i wpadających na gulasz czy kiszoną
kapustę. Bardzo smaczne jedzenie, ale porównanie takiego miejsca z
NOLITĄ w Warszawie… wypada co najmniej groteskowo.
Kończąc... Panie i Panowie, jestem
zdania, że nie ma powodów by spinać się w sobie i rwać włosy z
głowy gdy inspektor nie dojedzie do nas. Prawdopodobnie szybko nie
zjawi się w Poznaniu, Wrocławiu, Gdańsku czy Malborku. Mnie to nie
przeszkadza i Wam życzę równie dużego dystansu do sprawy gwiazdek
i dobrego samopoczucia oraz najważniejszego… satysfakcji i radości
jakiej dostarczają każdego dnia Wasi zadowoleni Klienci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz