poniedziałek, 11 marca 2013

Z cyklu: Teatr osobliwości

Moi koledzy i koleżanki po fachu zastanawiają się nad nowymi kulinarnymi trendami w gastronomi. Jeden z magazynów wyznaczył kulinarne trendy na 2013. Ma być bliżej natury, rodzinnie, więcej  lokalnych atrakcji zamienionych w coś do jedzenia. Jedzenie ma być ciekawe i zrobione z lokalnych produktów. Ma przyciągać ciekawym smakiem, zapachem i nazwą. Przyrestauracyjne ogródki, wędzarnie z własnymi produktami mają zachęcać i zostawiać miłe wspomnienia na długi czas. Restauracyjne delikatesy mają sprzedawać zamknięte w słoikach i butelkach  smaki dzieciństwa. Niepokojącą informacją może być taka, że restauracje na prowincji będą częściej zamykane, a kucharze z małych miast i miasteczek będę zasilali  albo grono bezrobotnych, albo udadzą się do wielkich miast za pracą. Trudno się nie zgodzić z taką opinią obserwując co się dzieje na moim lokalnym podwórku.
 Pisałem już wielokrotnie o tym jak ważna jest atmosfera w restauracji, jej wygląd, zapach i jedzenie. Ludzie wracają do restauracji nie tylko dla jedzenia. Bardzo często ważniejszy nawet okazuje się cały anturaż, powrót do miłych wspomnień. Dotyczy to nie tylko restauracji, ale także wyjątkowych miejsc. Takim miejscem bez wątpienia jest Zamek w Malborku i jestem przekonany, że nasza restauracja świetnie wpisuje się w cały klimat zamku. Piękno i potęga warowni nad Nogatem i dobre jedzenie w Gothic Cafe dopełniają obrazu tego niezwykłego miejsca miejsca i współgrają ze sobą. 
 A co by się stało, gdyby goście po świetniej i pouczającej wycieczce po Zamku, trafili do miejsca, które zamiast pochylać się nad tradycją, bogactwem regionu i historii wydało wojnę konwenansom i postawiło na szokowanie "nowoczesnością"?
Dotarły do mnie wieści o takich praktykach - świat malborskiej gastronomii nie jest w końcu taki wielki. Jednak nie dając wiary pogłoskom udałem się do jednej z restauracji w mojej małej ojczyźnie posądzanej o zbyt "modernistyczne" podejście do tematu. Zaprosiłem nawet kilku znajomych, aby mogli tak jak ja doświadczyć tego kulinarno-barmańskiego olśnienia. Lokal z hotelem, SPA  wysoko oznaczony w firmamencie gwiazd hotelowych. Jedzenie jak jedzenie - każdy ma swój gust i smak. Nic nas szczególnie nie zachwyciło, ale też szczególnie nie zaszokowało. Natomiast karta drinków okazała się prawdziwym mistrzostwem formy. Żadna nowojorska restauracja w swojej karcie barowej nie ma takiej kombinacji i i tak ekscytującego drinka. Oczywiście mam na myśli miejsca, które starają się utrzymywać na odpowiednim poziomie, szanują swoich gości i ich poczucie estetyki. Okazuje się, że w moim mieście można uraczyć się drinkiem o ekscytującej nazwie: SPERMA BARMANA...
Drink to Malibu z wódką, a jeśli nie bawi Cię, Drogi Czytelniku ta nazwa, to znaczy że jesteś wieśniakiem i nie znasz się na prawdziwej miksologii (jak nazywa się dział kulinarny zajmujący się robieniem  drinków). Spytałem Food and Beverage menadżera (sądząc, że hotel ze SPA i taką ilością gwiazdek zatrudnia osobę odpowiedzialną za ten kawałek restauracyjnego życia) kto dopuścił taki drink do karty? Czy ktokolwiek z kierownictwa pomyślał, że to niesmaczne  i co najmniej nietaktowne?
 Wyobrażacie sobie sytuację kiedy ktoś z gości pyta kelnera czy może polecić żonie jakiś słodki drink? Kelner ubawiony do rozpuku poleca SPERMĘ BARMANA... Ale się ubawiłem! Już kilka dni nie mogę przestać się śmiać...
Nadaremny trud wszystkich, którzy budują wizerunek swoich lokali, miejsc, restauracji, barów. Czego by nie zrobili, czegokolwiek byśmy nie ugotowali, jak bardzo by to gościom nie smakowało to po tym magicznym drinku goście odwiedzający nasze miasto o niczym innym nie będą opowiadać po powrocie do domu. Zapomną kiedy powstał Zamek, co jadali Wielcy Mistrzowie, zapomną o Dino Parku, kolejce, zapomną nawet że byli nad morzem gdzie nabrali pięknej oliwkowej karnacji... Przejaskrawiam? Pewnie trochę tak, ale czynię to z premedytacją. Trzeba mieć umiar w nazywaniu potraw, czy drinków. Nie można tak bez refleksji kopiować nazw napitków serwowanych w stodole, podczas sobotniej potańcówki gdzieś na dzikim zachodzie. Prowadzenie biznesu restauracyjnego wymaga ogromnej wiedzy, ale i pewnej wrażliwości w relacjach z drugim człowiekiem. Można podchodzić do karty dań w sposób nowoczesny, ale też warto chyba zastanowić się chwilę, zanim cały świat zacznie z niesmakiem spoglądać w naszą stronę i staniemy się wątpliwą atrakcją turystyczną.

1 komentarz:

  1. Racja! Oto głos rozsądku Pana Gałązki. Ta w zamierzeniu pewnie "światowa" sperma barmana to w istocie straszliwa WIOCHA, żałosna, głupia, brak słów. Malborscy "światowcy" - twórcy tej "zabawnej" "bezpruderyjnej" "postępowej", młodzieżowej" i w ogóle nazwy drinka nieopatrznie zdradzili się kim są naprawdę.

    OdpowiedzUsuń