poniedziałek, 5 stycznia 2015

Wiara czyni cuda



   Otwierając 8 lat temu restaurację w tak pięknym miejscu jakim jest Zamek w Malborku czy  mogłem przypuszczać gdzie ta podróż mnie zaprowadzi? 
  Wiele wody upłynęło w Nogacie, wiele było zmartwień ale i wiele radości. Chociażby wtedy gdy do restauracji przyszedł zdenerwowany klient i zapytał czy jest tu coś chińskiego ?  Wtedy Tadeusz Asner, błyskotliwy i młody menadżer, odpowiedział: jest, pomidorowa z ryżem! Balon pękł, a Pan za błyskotliwą odpowiedz uhonorował nas wysokim napiwkiem. 
Czy podczas wizyty  mnichów Tybetańskich, którzy podróżując po Europie odwiedzili zamek w Malborku, gdy miałem zaszczyt przygotowywać dla nich posiłek. Po obiedzie zostałem poproszony do stołu. Pamiętam to jak dzisiaj, kiedy zapytał mnie jeden z mnichów, czy może mnie i to miejsce pobłogosławić . Był to dla mnie zaszczyt. Wypowiedział tego popołudnia słowa, które do śmierci będę nosił w sercu. Wszystko się spełnia.
Podczas pierwszej wizyty Wielkiego Mistrza, ów przybył z całym na Zamek z całkiem sporą świtą. Wcześniej nie miałem okazji widzieć znamienitego gościa, nawet na zdjęciach. Czekałem przed restauracją, a kiedy orszak zbliżał się do restauracji, zastanawiałem się, który to ... Wybrałem z tłumu jednego z księży, który jak mi się zdawało najbardziej odpowiadał moim wyobrażeniom Wielkiego Mistrza. Dopadłem do ręki i złożyłem pocałunek na rodowym klejnocie. Jakie zdziwienie było pani tłumacz Ewy Malinowskiej, która tłumiąc śmiech wykrztusiła: Bodziu to nie ten :-) Wielki Mistrz idzie na końcu. To są chwile i to są ludzie, którzy wielu znać będzie z książek naukowych. Mam wielkie szczęście, że pracuję w takim miejscu i dzięki temu ci znamienici ludzie nie tylko są autorami książek na moich półkach, ale też gościli w mojej restauracji.
Pamiętam moment, kiedy pojawiła się plotka, że inspektorzy Gault Millau nawiedzają restauracje w całej Polsce . W głębi serca jak każdy szef kuchni marzyłem, żeby mnie także odwiedzili. Każdego poranka Ewa Uzarewicz przy odprawie z pracownikami mówiła: słuchajcie każdy gość odwiedzający naszą restaurację może być inspektorem z Francji. Powtarzała to przez cały sezon do znudzenia, do zemdlenia. W końcu gdy tylko otwierała usta kelnerzy chórem mówili: wiemy, wiemy, czekamy na inspektorów z Francji. Nikt w to nie wierzył, ze przyjadą. Może poza mną. Ja miałem inne zmartwienie: jak oni wejdą na Zamek ? No bo niby jest info. na stronie WWW, że trzeba zadzwonić by kelner wyszedł do bramy. A jeśli nie zadzwonią? A jeśli pan strażnik będzie miał zły dzień i nie wejdą? Nawet napisałem do Pani Justyny Admaczyk z informacją, że trzeba do nas zadzwonić i kelner wyjdzie do bramy. Odpisała: NASI INSPEKTORZY PRZENIKAJA PRZEZ MURY! Pomyślałem przez ten w Malborku mogą nie przeniknąć. A jednak przeniknęli :-)
Piszę to wszystko bo nadarzają się specjalne okazje; święta Bożego Narodzenia i uroczysta kolacja, z które dochód jest przeznaczony dla tych najbardziej potrzebujących oraz dla tych którzy już może nie mają wiary. Kolacja, która skupia wokół stołu ludzi których mogę nazwać PRZYJACIÓŁMI. W kuchni co roku inny Wielki Szef: Łukasz Toczek, Adam Woźniak czy Krzyś Bugiera. I tak od 5 lat bo Boże Narodzenie bardzo sobie upodobałem dla spokoju i mojej wewnętrznej radości. Św. MIKOŁAJ za sprawą Wielkich Mistrzów, naszych gości i inspektorów z Francji, Belgii i Polski przyniósł nam w prezencie 2 czapki Gault&Millau. 
   W ten szczególny czas pragnę podziękować wszystkim, którzy przez te osiem lat przyczynili się do tego naszego wspólnego wysiłku. Mimo wątpliwości, czasami nerwowości, niezrozumienia o co temu Szefowi chodzi udało nam się dotrzeć do miejsca, w którym teraz jesteśmy. Przez 8 lat przez restauracje przewinęło się ponad 200 os. Jedni zostali na dłużej inni tylko na chwilę, ale wszyscy wykonywali swoje obowiązki z należytym szacunkiem do miejsca, a każdy jak umiał najlepiej. Dziękuję moim pierwszym kucharkom Grażynie Uniewicz zwanej „Grazią” i Ewie Szychowskiej, bo to z nimi 8 lat temu zaczynałem robić kanapki i pierogi. Dawano nam na mieście 1 rok życia. :-) Dziękuje Pani Lidce Sablewskiej, która przyszła w  majowy poranek 2007r tylko na chwilę, a została 7 lat. Dziękuje Ewie Uzarewicz, która przyszła na "zmywaczek" bo Pani Lidka poszła "na kuchnię". Ewa przeszła przez zmywak, kuchnię, a teraz zarządza jedną z najlepszych restauracji na Pomorzu i w Polsce! Dziękuje Tadeuszowi Asnerowi, który był pierwszym menadżerem. Obaj uczyliśmy się miejsca i ludzi. Mimo, że Tadeusz już nie pracuje opowieść o zupie z ryżem jest jest przywoływana często jak rodzinna opowieść przy świątecznym stole. Dziękuje Michałowi Dąbrowskiemu, który jest już legendą w restauracji. Przyszedł do mnie do pracy gdy miał 16 lat. Teraz ma 24 i jest na 5 roku chemii. Duma mnie rozpiera, kiedy patrzę na Michała i Tomka (5 rok medycyny), jak stoją w czapach św Mikołaja i rozbawiają dzieci na świątecznej kolacji. Za chwile będą lekarzami, naukowcami a u Gałązki z dumą podają kotlety. Dziękuje dzieciom mego wspólnika Edycie i Konradowi Konefałom. Bez was początki byłyby dużo trudniejsze niż trudne. Dzisiaj to dorośli ludzie, kończą studia, za chwile Edyta wyjdzie za mąż :-) a jeszcze nie tak dawno Kondziu w restauracji zwany „paniczem” chodził w śpioszkach w króliczki, a Edytka miała sukienkę w białe grochy. Takie wspomnienia kryją się w sercu naszej restauracji.
Dziękuję Emilii Kępce, która od 5 lat jest moim kulinarnym spełnieniem, Dumą tego miejsca i ambasadorem dobrego smaku. Choć w sezonie, kiedy z nieba leje się żar, a przy palniku gdy 56 °C miewamy czasem kryzysy, to nie zamieniłbym jej na Thomasa Kellera. 
Dziękuję Pani Eli Misarko, która ma tak zwane „złote raczki od mączki”. Jej krnąbrność, co mnie czasami do szału doprowadza - jeszcze się nie zdarzyło żeby upiekła coś zgodnie z recepturą, ale mimo to... wszystko zawsze wychodzi jej po prostu najcudowniej na świecie. 
Dziękuję Kamili Miśkiewicz,  że z odwagą wkroczyła na drogę usłaną pralinkami. 
Dziękuję Monice zwanej „Monią” za dbanie o porcelanę, która jest piękna i błyszcząca nawet w lipcu, gdy na sali przewija się 500 osób. Monia jeszcze cukiernie ogarnie, bo właśnie Pani z cukierni postanowiła rzucić prace (bo za gorąco) - Monia dziękuję!
Dziękuję Piotrowi Zasadzie, który kiedyś w ogrodzie zaprotestował, gdy rozważałem kupno "magicznych skrzynek". "Niech Chef nie kupuje, nasza kuchnia jest autentyczna, taka jak ma być". To była bardzo dobra rada, Piotrze.
Na koniec wielkie podziękowania dla Doroty i Andrzeja Konefał - przyjaciołom od 20 lat. Cokolwiek bym w tym miejscu nie napisał.. i tak nie odda wszystkiego i będzie lekko koślawe, ale to Andrzej zawsze miał największą wiarę i to on zawsze podnosił mnie, kiedy zdarzały się chwile zwątpienia i już nie miałem siły iść dalej. Zawsze powtarzał: „ludzie to tylko ludzie” lub „życie to sztuka wyborów” albo „ty mi nie tłumacz, że my mamy wysokiej jakości produkty przecież codziennie płacę twoje faktury" :-)
Nikt nie ma dwóch głów, chociaż otrzymaliśmy wyróżnienie w postaci dwóch czapek i pewnie dwie głowy są do nich potrzebne. Marzenia się spełniają. Nadzieje stają się rzeczywistością. Dziękuję, iż mogę być Tu i Teraz z Wami wszystkimi.
Dziękuję moim kelnerom, którzy mimo młodego wieku i niedoskonałości są oddani i kochają swoja pracę. 
Dziękuję naszym gościom, że lubią do nas wracać.
Wiara czyni cuda.
Dziękuję.




2 komentarze: