wtorek, 16 października 2012

Kwiatek dla dostawcy


Bardzo sobie cenię wtorkowe i piątkowe spotkania z moimi dostawcami na Malborskim ryneczku. Lubię  tych ludzi i szanuję za ich upór, nieprzeciętną wiedzę ma temat np. śliwki węgierki, gruszek czy jabłek. Myślę, że oni tez naszą restaurację cenią, chociażby za to (bo widok to nieprzeciętny) że chce nam  się wstawać np.  październiku gdy za oknem deszcz, wiatr i zimno i szukać po straganach najpiękniejszych warzyw i czy owców. Kupujemy sobie wtedy z wózka pana Andrzeja rozpuszczalną kawę z mlekiem i jest prawie jak Coffe Haven jedynie z tą różnicą, że nie jesteśmy otoczeni workami z kawą tylko workami z ziemniakami i beczkami kwaszonej kapusty. Lubię to miejsce i widzę że ludzie, którzy tam sprzedają, lubią swoja pracę, chociaż nie jest ona lekka i łatwa. 
Myślę, że mam jeszcze jedną misję do spełnienia i zauważam, że po woli zaczyna działać.
Nie palę papierosów, nigdy nie paliłem, nie zatrudniam ludzi palących papierosy do pracy. Nie wyobrażam sobie kucharza jarającego papierosy, czy kelnerkę palącą, a za chwilę obsługująca gości. Z paszczy jedzie jak z popielniczki, ręce nieumyte, bo nie było czasu czy może brak nawyku... Tak więc mamy nie restaurację tylko palarnię w kinie. Do dziś pamiętam charakterystyczny zapach palarni w kinie Relax w Grajewie, gdzie jako dziecko chodziłem na Misia Colargola. Dzisiaj wkurzam się i sapię kiedy kupuję 20 kg śliwki węgierki, a Pani sprzedawczyni z petem w zębach usadowionym między 5 a 6 w szczelinie po 4 obsypuje hojnie moje śliwki popiołem, jakby jakiś urok odczyniała. Na moje warczenie pani odpowiada, że się czepiam. Tak! Czepiam się, bo mam ochotę za chwilę zjeść śliwkę bez mycie z ufnością, że nie ma na niej popiołu z peta, czy innego dziadostwa.
To samo dotyczy twarogu i kur. Jesienią jakoś to jeszcze wygląda,  bo muchy nie latają, ale latem takie stoisko z  drobiem wygląda jak "bakutyl". Nikomu to nie przeszkadza? Dziwi mnie, że przede wszystkim samym sprzedającym to nie przeszkadza. Nie ma co narzekać, że nikt nie kupuje, bo jeśli ktoś ma trochę oleju w głowie, to może nie zareaguje nerwowo, jak Gałązka tylko przejedzie i niczego nie kupi.
 Nabożne matrony powinny uczyć się od poczciwych seniorek próbujących sprzedać cokolwiek, żeby powiązać koniec z końcem. Mam ulubioną Panią od której kupuję twaróg do naleśników (mam nadzieję, że Pani z "sanepidu" nie czyta mego bloga) - zawsze czysta, bielutki lniany ręczniczek, na nim poukładane kostki twarogu. Zafoliowane i z ceną. Pani, kiedy widzi mnie w piątek, uśmiecha się już z daleka,  bo wie że kupię wszystko co ma na straganie (a ma jakieś 2 kg pysznego twarogu na naleśniki). Dlaczego wszyscy tak nie mogą? A może sami pozwalamy i przyzwalamy na taki stan rzeczy. Myślę, że trzeba reagować,  upominać i wymagać porządku i czystości.
Kolejna sprawa to dostawcy zewnętrzni. Co to za zwyczaj, że ja mam donosić sobie towar do restauracji z samochodu, bo pan który dowozi  nie jest tragarzem a tylko kierowcą? Zamawiamy jajka w Oldarze. Pan jajek  do restauracji nie przyniesie, bo za ciężko, zostawia je na moście... w końcu jest kierowcą... Pani w firmie Oldar  każe mi się dogadać z kierowcą, bo nakazać mu nie może. ???  W takim razie ja przestanę płacić. Zamawiam towar do restauracji, a nie na most na Nogacie. Taka sama akcja z dostawcą drobiu. Bo mu "jest ciężko czy można dać kelnera". Wszystko jest dobrze dopóki nie wydarzy się np. jakiś wypadek. Pan "kierowca" się zwinie, a ja będę się tłumaczył w sądzie i nie mam pewności, że sąd podzieli moją opinię, że chciałem tylko pomóc panu dostawcy, bo jemu było za ciężko... Coś się w tej materii źle dzieje...
 Oczywiście, że dam sobie rade i "się ogarnę". Ale chciałbym, żeby w takich prostych sprawach życie było lżejsze. Pani na straganie nawet jak pali, mogłaby zrobić to za samochodem. Kury i kaczki można ładnie przykryć ściereczkami. Pan kierowca zabiera ze sobą kolegę do pomocy  i nie musi się denerwować, że szef czy menadżer nie chce kelnera robić tragarzem na czas dostawy. Byłyby to czasy jak  w magazynie STRAŻNICA gdzie kucharz i dostawca jak owieczka z wilkiem bawić się będą na kwiecistej łące. :-) Tego sobie i braciom kucharzom no i dostawcom życzę. Ale zanim to nastąpi dbajmy o czystość i higienę osobistą.
A oto i tytułowy "Kwiatek dla dostawcy" :-) Smacznego 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz