wtorek, 9 października 2012

Hanna Szymanderska – „polska Julia Child”.

Amerykanie mieli Julię Child, a my mamy Hannę Szymanderską. To dobrze, że na polskiej scenie kulinarnej już od ponad 25 lat Pani Hania wydobywa z zakurzonych skrzyń i kuferków, strychów i poddaszy to, co już dawno zapomniane, czasami niechciane, bo stare i obciachowe. Ona z uporem odtwarzał stare receptury ulepszając, poprawiając i wypróbowując na osobistym mężu. Czy wiecie, że Cenzor z ul. Mysiej w Warszawie studiował pilnie także książki kucharskie? Trudno było wydać książkę, w której występuje szynka, jako składnik potrawy, gdyż w latach 70 ubiegłego wieku na sklepowych półkach szynka nie występowała. Aby nie gorszyć narodu cenzor twierdził, że zamiast szynki może być mortadela…
Pani Hanna Szymanderska opowiada, że nie myślała o zajmowaniu się kulinarnym pisarstwem. Tak samo jak Julia Child. Przypadek sprawił, że obie Panie zaczęły parać się gastronomią. Nasza narodowa „Julia” straciła pracę dziennikarza, a jej amerykańska koleżanka zaraz po wojnie wyjechała z mężem do Francji i z braku zajęcia zapisała się do szkoły kucharskiej w Paryżu. Obie Panie nie spodziewały się, że zostaną ikonami, gwiazdami i to bardzo jasno świecącymi na narodowych kulinarnych nieboskłonach. Jedna nad Wisłą druga w USA . Pani Hania nie ukończyła wprawdzie żadnej renomowanej szkoły kucharskiej, nie posiada dyplomu światowego kulinarnego uniwersytetu, ale jeśli mówimy o polskiej Wigilii czy Wielkiej Nocy, to klękajcie narody,  nikt bez Szymanderskiej gęby nie otworzy. Mimo kruchej postury, moc Goliata w niej drzemie, język ma cięty i dosadny, lecz usposobienie łagodne (do momentu, gdy ktoś w niej demona nie obudzi). Lubi, kiedy ktoś wie, a nie mu się zdaje... Pomocna i bardzo życzliwa. Wizjonerka z pasją. Kocha polską kuchnię i jest z niej dumna. Wydobyła ją na salony z piwnic, strychów i zakurzonych skrzyń. „Polska Wigilia” i „Polska Wielkanoc” są dla mnie tym, czym "Mastering the Art of French Cooking" autorstwa Juli Child dla Amerykanów.
Należę do szczęśliwców, którzy mogą mówić do Pani Hanny Szymanderskiej „ Haniu” i mam prywatny telefon :-). Hania pieszczotliwe nazywa mnie Gałązką z Zamku w Malborku. Wybiera się do nas na Zamek i mam nadzieję, że kiedy już jubileusze miną i świtała sceny pogasną, zjedzie Pani Hanna do warowni nad Nogatem, aby odpocząć i z nami o dobrym jadle (i przy dobrym jadle i napitku) pogwarzyć. A że cierpliwość to Krzyżacka cnota, w której już się sposobimy od 700 lat, to czekać dalej będziemy. Służba w gotowości kulinarnej, kotły ze strawą na ogniu , Wielki Mistrz zbroje wyczyścił , bracia rycerze piwa nawarzyli, brat skarbnik kilka złotych dukatów na wino przednie wydał, bo tak zacnego Gościa byle czym przywitać nie można .

Haniu, 25 lat twojej pracy kulinarnej minęło jak z bicza strzelił. Gałązka z Malborka w Imieniu własnym i Wielkiego Mistrza, (jako jego nadworny kuchmistrz) i cała moja służba, która ze mną gotuje życzymy Tobie kolejnych 25 lat inspirowania kucharzy na całym świecie i niespożytej siły i energii dla poszukiwań w przepastnych skrzyniach naszej kulinarnej tradycji.
Jako kucharz dziękuję, że zapraszasz mnie poprzez swoje książki  w kulinarną podróż tam, gdzie sam nigdy bym nie dotarł. Niech Święty Wawrzyniec patron kucharzy i piekarzy obdarza Ciebie i Twoich bliskich zdrowiem po wsze czasy, a Patronka Zakonu ochrania Ciebie przed niesprawdzonymi recepturami. Amen. J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz