Dziennikarka Gazety Wyborczej
słusznie się złości, kiedy ktoś próbuje z niej robić głupka.
artykuł można przeczytać tutaj
Samo posiadanie kulinarnego imperium nie wystarcza, żeby być mędrcem i prorokiem, uczonym w pismach i jeszcze znawcą ekonomi. Niektórzy jednak próbują. Tak się dzieje np od dłuższego czasu w KUCHENNYCH REWOLUCJACH. Wystarczy pokazać się w TV, żeby być odbieranym jako wyrocznia i wszystkowiedząca w każdej dziedzinie. Słusznie złości się dziennikarka na ignorancję Pani Magdy, która z takim przekonaniem mówi o polskich produktach tzn. o oscypku, który, jej zdaniem, jako jedyny załapał się na listę europejskiego dziedzictwa kulinarnego. A to nieprawda, bo tych produktów jest dużo więcej, a wiele czeka jeszcze na rejestrację. Na stronach Ministerstwa Rolnictwa jest napisane czarno na białym, które produkty są już zarejestrowane. Wystarczyło tylko zajrzeć i poczytać. Ale czy to coś pomoże? Czy zauważy ten problem naród, który tak chętnie zasiada przed TV i śledzi losy naszych bardzo często nieszczęśliwych bohaterów, którzy wymarzyli sobie restaurację, a tu masz babo placek - nie idzie nam biznes, jak byśmy chcieli... Czy rodacy otworzą oczy i zrozumieją, że restauracyjna prawda tak nie wygląda jaką pokazuje ją TV? Jak bardzo zdesperowanym szefem kuchni trzeba być, żeby pokazywać lodówkę, która wody z płynem do mycia nie widziała od dziesięcioleci? Jak bardzo trzeba być zdesperowanym, żeby pokazywać zapleśniałe produkty, przeterminowane sery, czy mleko? Czy u naszej bohaterki - restauracyjnej magnatki i mentorki narodu polskiego jest tak nieskazitelnie? ”Pańskie oko konia tuczy”, ale jak ma tuczyć jeśli przez większość czasu nasza restauratorka albo nagrywa, albo tańczy, albo zagląda ludziom do łóżka. Programy mają edukować i wnosić coś pozytywnego w kulinarne życie oglądających. Tak robi np. Pan Robert Makłowicz. Nie lansuje się na szefa szefów, jego programy są lekkie, miłe i przyjemne. Facet pięknie opowiada, wszystko okraszone historią i dowcipem. Chętnie tego słucham, a nawet mam specjalny zeszyt, w którym czasami coś zapisuje, jak wpadnie mi w ucho. Uważam że formuła programu TVN mogłaby mieć także aspekt edukacyjny, którego strasznie mi tam brakuje. Ale jak tu edukować z rozwichrzonymi blond lokami, nad garnkiem pełnym rosołu, w niedopiętym kitlu kucharskim, nadgarstkiem urywającym się od biżuterii, zegarkiem na ręku. Głównie chodzi o to, żeby zioła sponsora sypać szuflą do garnka. W średniowieczu byłoby to nawet mile widziane, bo świadczyłoby o bogactwie domu, ale dzisiaj to bardziej brak rozumu i podstawowej wiedzy o gotowaniu. Mam osobiste doświadczenie ze spotkania z naszą znawczynią ekonomi. Po powrocie do Polski zacząłem pracować w TOMO na Kruczej w Warszawie. Bardzo przyjemne miejsce z sushi. Nie wiem czy Pani M była tam częstym gościem zanim zacząłem tam pracę, ale na po małej słownej utarczce ze mną raczej przez jakiś czas się nie pojawiała. Stałem za barem i "kręciłem wałki", jak powszechni mówi się na robienie maki ( rolki z ryżem i różnymi środkami). Lubiłem tam pracować - stały kontakt z gośćmi dawał mi dużo radości. Pewnego dnia trafiłem na Panią M, która zaczęła sapać na Bogu ducha winnego kucharza, że czegoś tam nie wiedział. Nie wytrzymałem i włączyłem do dyskusji. Zaczęliśmy nawzajem siebie odpytywać ze znajomości kulinarnego słownictwa. Jak się domyślacie wszystko skończyło się ogromną awanturą i trzaskaniem drzwiami.
Samo posiadanie kulinarnego imperium nie wystarcza, żeby być mędrcem i prorokiem, uczonym w pismach i jeszcze znawcą ekonomi. Niektórzy jednak próbują. Tak się dzieje np od dłuższego czasu w KUCHENNYCH REWOLUCJACH. Wystarczy pokazać się w TV, żeby być odbieranym jako wyrocznia i wszystkowiedząca w każdej dziedzinie. Słusznie złości się dziennikarka na ignorancję Pani Magdy, która z takim przekonaniem mówi o polskich produktach tzn. o oscypku, który, jej zdaniem, jako jedyny załapał się na listę europejskiego dziedzictwa kulinarnego. A to nieprawda, bo tych produktów jest dużo więcej, a wiele czeka jeszcze na rejestrację. Na stronach Ministerstwa Rolnictwa jest napisane czarno na białym, które produkty są już zarejestrowane. Wystarczyło tylko zajrzeć i poczytać. Ale czy to coś pomoże? Czy zauważy ten problem naród, który tak chętnie zasiada przed TV i śledzi losy naszych bardzo często nieszczęśliwych bohaterów, którzy wymarzyli sobie restaurację, a tu masz babo placek - nie idzie nam biznes, jak byśmy chcieli... Czy rodacy otworzą oczy i zrozumieją, że restauracyjna prawda tak nie wygląda jaką pokazuje ją TV? Jak bardzo zdesperowanym szefem kuchni trzeba być, żeby pokazywać lodówkę, która wody z płynem do mycia nie widziała od dziesięcioleci? Jak bardzo trzeba być zdesperowanym, żeby pokazywać zapleśniałe produkty, przeterminowane sery, czy mleko? Czy u naszej bohaterki - restauracyjnej magnatki i mentorki narodu polskiego jest tak nieskazitelnie? ”Pańskie oko konia tuczy”, ale jak ma tuczyć jeśli przez większość czasu nasza restauratorka albo nagrywa, albo tańczy, albo zagląda ludziom do łóżka. Programy mają edukować i wnosić coś pozytywnego w kulinarne życie oglądających. Tak robi np. Pan Robert Makłowicz. Nie lansuje się na szefa szefów, jego programy są lekkie, miłe i przyjemne. Facet pięknie opowiada, wszystko okraszone historią i dowcipem. Chętnie tego słucham, a nawet mam specjalny zeszyt, w którym czasami coś zapisuje, jak wpadnie mi w ucho. Uważam że formuła programu TVN mogłaby mieć także aspekt edukacyjny, którego strasznie mi tam brakuje. Ale jak tu edukować z rozwichrzonymi blond lokami, nad garnkiem pełnym rosołu, w niedopiętym kitlu kucharskim, nadgarstkiem urywającym się od biżuterii, zegarkiem na ręku. Głównie chodzi o to, żeby zioła sponsora sypać szuflą do garnka. W średniowieczu byłoby to nawet mile widziane, bo świadczyłoby o bogactwie domu, ale dzisiaj to bardziej brak rozumu i podstawowej wiedzy o gotowaniu. Mam osobiste doświadczenie ze spotkania z naszą znawczynią ekonomi. Po powrocie do Polski zacząłem pracować w TOMO na Kruczej w Warszawie. Bardzo przyjemne miejsce z sushi. Nie wiem czy Pani M była tam częstym gościem zanim zacząłem tam pracę, ale na po małej słownej utarczce ze mną raczej przez jakiś czas się nie pojawiała. Stałem za barem i "kręciłem wałki", jak powszechni mówi się na robienie maki ( rolki z ryżem i różnymi środkami). Lubiłem tam pracować - stały kontakt z gośćmi dawał mi dużo radości. Pewnego dnia trafiłem na Panią M, która zaczęła sapać na Bogu ducha winnego kucharza, że czegoś tam nie wiedział. Nie wytrzymałem i włączyłem do dyskusji. Zaczęliśmy nawzajem siebie odpytywać ze znajomości kulinarnego słownictwa. Jak się domyślacie wszystko skończyło się ogromną awanturą i trzaskaniem drzwiami.
To na czym zna się Pani Gessler, to
bez wątpienia sztuka aranżacji wnętrz. Bardzo mi się podoba
takie poczucie estetyki. Lubię „Ale Glorię” z truskawkami na
poduszkach, wielkie drewniane gęsi. Może dla kogoś to wioska, ale
mi się bardzo podoba. Co do jedzenia, to nie wiem jak gotuje Pani
Magda, ale ma ogarniętych kucharzy. Powinna ich częściej pokazywać,
bo to oni stoją za tym całym biznesem. Myślę że gdyby skupiła
się na doradzaniu na temat wystroju restauracji, przy współpracy jakiegoś
ogarniętego szefa kuchni, np. Adama Chrząstowskiego czy Sebastiana
Krauzowicza, wyszłoby to na dobre i widzom i oglądalności programu Pani G, którzy nie byliby prowadzeni jak owce na rzeź. Dla mnie te programy w obecnej formule, to bezmiar
arogancji, chamstwa i niewiedzy.
A jeśli ktoś chciałby zerknąć i poszerzyć horyzonty, oto:
Lista produktów tradycyjnych województwa pomorskiego
Informacje o Europejskiej Sieci Dziedzictwa Kulinarnego
A jeśli ktoś chciałby zerknąć i poszerzyć horyzonty, oto:
Lista produktów tradycyjnych województwa pomorskiego
Informacje o Europejskiej Sieci Dziedzictwa Kulinarnego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz