Kilka tygodni temu pisałem jak wygląda
dzień z życia restauracji. Ważną częścią naszych kulinarnych
inspiracji są wypady we wtorki i piątki na Malborki rynek. Wiosna,
lato jesień to dla każdego kucharza najwspanialszy okres w życiu.
Nie specjalnie rozumieją to kucharze np. z Meksyku, co takiego
inspirującego jest we wstawaniu o 6 rano i zasuwaniu na rynek. Wcale
się nie dziwię, bo jak truskawki zbiera się 4 x w roku, zioła
rosną na wyciągnięcie ręki, ryby dostaje się z porannego odłowu, to trudno zrozumieć, że w Polsce truskawki zbiera się tylko raz w
roku i to tylko przez kilka tygodni, a krewetki, tuńczyki i homary
nie rosną w Nogacie. Wracając na nasze podwórko. Pewnie łatwiej
jest zamówić warzywa w lokalnej hurtowni, ale proszę mi wierzyć, że
jakość dostarczanych w ten sposób produktów woła o pomstę do nieba. Można
kupować w ogromnych sieciówkach, w Malborku jest ich kilka. To
prawda, ceny dużo niższe, niż na ryneczku, wygląd produktów jak z
żurnala, ale już co do smaku, to... żal słów... Bezwonna bryndza nie do opisania.
Od
pięciu lat kupuję na rynku warzywa i zioła. Dzisiaj już mamy taki
komfort, że Państwo Kamińscy ze Starego Targu niektóre zioła
hodują specjalnie dla nas: kolendra, kwiaty nasturcji, lubczyk. Ich
rodzinna firma dba także o mój zielnik i kwiaty w ogrodzie.
Wszystko w najlepszym gatunku, na czas i w przyzwoitej cenie. Nie
piszę, że tanio, ale że wszystko jest warte swojej ceny.
Dziwie się
bardzo, kiedy słyszę, że ktoś zamawia zioła z Berlina. Albo ma
tak wyszukaną kuchnię, że tylko zioła od niemieckich producentów uzupełniają dania, czyniąc je niepowtarzalnymi i jedynymi w całym
wszechświecie, albo jest taki bogaty, albo, co gorsza, właściciel
się nie zna i pozwala sobie na marnotrawienie pieniędzy, albo ktoś
ma coś z banią nie w porządku. „Cudze chwalicie swego nie
znacie”.
Odwieczny bój pomiędzy surówką z
wiadra, a świeżą sałatą, jak do tej pory u mnie wygrywają sałaty z
ekologicznego gospodarstwa Państwa Moskot z Kościeleczek. Nic
bardziej miłego dla oka i podniebienia, jak sałata ścięta o 6 rano
i przywieziona do restauracji. Ich stoisko na rynku możecie znaleźć
przy małym budyneczku, w którym jest piekarnia. Każdego dnia
potwierdzają swoimi produktami jakość i zaufanie jakim siebie
obdarzamy. Rzodkiewki, z pięć rodzajów przeróżnych sałat,
strzępiastych, lodowych, koperek i pietruszka na pesto - dzięki nim cieszymy się uznaniem nie tylko gości odwiedzających
Zamek, ale także mieszkańców Malborka. Na próżno by szukać innych
kucharzy z załogą robiących zakupy na lokalnym bazarze, kupujących
od lokalnych producentów. Ten rytuał, to już nie tylko zakupy, ale
także więzi, emocje i wzajemna odpowiedzialność. „Jedna Gałązka nie zwiastuje wiosny”, ale kto wie, może następnym razem
spotkamy się z moimi Kolegami kucharzami na rynku w Malborku,
napijemy się rano kawy od Pana Kawiarza, który na wózeczku
sprzedaje kawę i pogwarzymy przez chwilę, co dobrego w Malborskich
kulinariach piszczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz