poniedziałek, 4 czerwca 2012

Ryneczek w Malborku

Kilka tygodni temu pisałem jak wygląda dzień z życia restauracji. Ważną częścią naszych kulinarnych inspiracji są wypady we wtorki i piątki na Malborki rynek. Wiosna, lato jesień to dla każdego kucharza najwspanialszy okres w życiu. Nie specjalnie rozumieją to kucharze np. z Meksyku, co takiego inspirującego jest we wstawaniu o 6 rano i zasuwaniu na rynek. Wcale się nie dziwię, bo jak truskawki zbiera się 4 x w roku, zioła rosną na wyciągnięcie ręki, ryby dostaje się z porannego odłowu, to trudno zrozumieć, że w Polsce truskawki zbiera się tylko raz w roku i to tylko przez kilka tygodni, a krewetki, tuńczyki i homary nie rosną w Nogacie. Wracając na nasze podwórko. Pewnie łatwiej jest zamówić warzywa w lokalnej hurtowni, ale proszę mi wierzyć, że jakość dostarczanych w ten sposób produktów woła o pomstę do nieba. Można kupować w ogromnych sieciówkach, w Malborku jest ich kilka. To prawda, ceny dużo niższe, niż na ryneczku, wygląd produktów jak z żurnala, ale już co do smaku, to... żal słów... Bezwonna bryndza nie do opisania. 
Od pięciu lat kupuję na rynku warzywa i zioła. Dzisiaj już mamy taki komfort, że Państwo Kamińscy ze Starego Targu niektóre zioła hodują specjalnie dla nas: kolendra, kwiaty nasturcji, lubczyk. Ich rodzinna firma dba także o mój zielnik i kwiaty w ogrodzie. Wszystko w najlepszym gatunku, na czas i w przyzwoitej cenie. Nie piszę, że tanio, ale że wszystko jest warte swojej ceny. 
Dziwie się bardzo, kiedy słyszę, że ktoś zamawia zioła z Berlina. Albo ma tak wyszukaną kuchnię, że tylko zioła od niemieckich producentów uzupełniają dania, czyniąc je niepowtarzalnymi i jedynymi w całym wszechświecie, albo jest taki bogaty, albo, co gorsza, właściciel się nie zna i pozwala sobie na marnotrawienie pieniędzy, albo ktoś ma coś z banią nie w porządku. „Cudze chwalicie swego nie znacie”.
Odwieczny bój pomiędzy surówką z wiadra, a świeżą sałatą, jak do tej pory u mnie wygrywają sałaty z ekologicznego gospodarstwa Państwa Moskot z Kościeleczek. Nic bardziej miłego dla oka i podniebienia, jak sałata ścięta o 6 rano i przywieziona do restauracji. Ich stoisko na rynku możecie znaleźć przy małym budyneczku, w którym jest piekarnia. Każdego dnia potwierdzają swoimi produktami jakość i zaufanie jakim siebie obdarzamy. Rzodkiewki, z pięć rodzajów przeróżnych sałat, strzępiastych, lodowych, koperek i pietruszka na pesto - dzięki nim cieszymy się uznaniem nie tylko gości odwiedzających Zamek, ale także mieszkańców Malborka. Na próżno by szukać innych kucharzy z załogą robiących zakupy na lokalnym bazarze, kupujących od lokalnych producentów. Ten rytuał, to już nie tylko zakupy, ale także więzi, emocje i wzajemna odpowiedzialność. „Jedna Gałązka nie zwiastuje wiosny”, ale kto wie, może następnym razem spotkamy się z moimi Kolegami kucharzami na rynku w Malborku, napijemy się rano kawy od Pana Kawiarza, który na wózeczku sprzedaje kawę i pogwarzymy przez chwilę, co dobrego w Malborskich kulinariach piszczy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz