czwartek, 19 lipca 2012

Podwędzane menu


Apetyczny tytuł, prawda? Kojarzy się z czymś pachnącym dymem :-) Ale tym razem będzie raczej o złym smaku i trochę o niesmaku...
Jak wiecie oprócz jakości potraw przygotowywanych w mojej restauracji przywiązuję ogromna wagę do wystroju i tego, żeby moi goście byli traktowani po królewsku. Jestem bardzo dumny z menu Króla Maciusia. Dzieci czerpią dużo radości z czytania bajki, Maciusiowy stół jest okupowany od wczesnych godzin rannych do samego wieczora. Dzbanek pysznego kompotu jest opróżniany w kilka sekund podczas morderczego malowania przeróżnych arcydzieł, tak więc kelnerzy muszą mieć baczenie aby nie zabrakło pysznego kompotu dla gości króla Maciusia. I bardzo dobrze! Dzięki temu widzę, że nasze wysiłki miały sens i o to właśnie mi chodziło.
Menu Maciusiowe jest bardzo ładne. Bajka w środku czyni dużo dobrego. Mam nadzieję, że niejedno dziecko poprosi rodziców o przeczytanie całej opowieści o królu Maciusiu. Niestety zauważyliśmy także bardzo niepokojący i trochę przykry aspekt tego zamieszania wokół Króla Maciusia. Wydrukowaliśmy 100 egzemplarzy menu. Koszt każdego wraz z drukiem i projektem to 20 PLN. Na menu jest informacja, że jeśli komuś się bardzo podoba i chciałby mieć je na własność, to można je kupić. Oczywiście jest mi bardzo miło, że goście doceniają pracę moją i jeszcze kilku osób, dzięki którym jest ono takie piękne aż chciałoby się zabrać je do domu. Teraz już ze 100 wydrukowanych sztuk zostało nam około 20. Niestety najczęściej „wychodzi” ono z restauracji jakby „tylnymi drzwiami”.
Ostatnio zdziwiłem się bardzo, gdy przy drzwiach wyjściowych z restauracji zatrzymałem królową matkę z Maciusiowym menu w dłoni. Na moje pytanie, czy kupiła albo, chociaż zapytała kelnera czy może na pamiątkę sobie wziąć, spojrzała na mnie pogardliwie i odpowiedziała ze skoro stoi na stole, to chyba po to żeby brać do woli… Jakakolwiek dyskusja i próba wytłumaczenia, że jednak tak nie jest, kończy się awanturą i obelgami pod adresem kelnera lub restauratora. Najbardziej niepokojącą rzeczą w całej sprawie jest to, że wszystko odbywa się w obecności dzieci. Drodzy Państwo, uczycie Wasze dzieci tego, że kiedy nikt nie patrzy można zabrać dowolny przedmiot z restauracji. Dzieci, które na to patrzą, myślą, że skoro mama bierze menu z restauracji, to dlaczego nie mogę zabrać komputera ze sklepu. No, może jest to przesadzony przykład, ale dlaczego rodzice, czy też dorośli ludzie którzy towarzyszą dzieciom, tak się zachowują? Nie jest moim zadaniem pilnowanie każdego egzemplarza menu. Nie mam z tym problemu, żeby życzliwie się czymś podzielić. Jeśli dziecku bardzo się spodobało i za przyzwoleniem rodziców lub opiekunów pyta mnie, czy może na pamiątkę wziąć sobie menu króla Maciusia, to nie odmawiam. Nigdy nie odmówiłem niczego moim gościom. Często rozdaję na lewo i prawo restauracyjne smakołyki dla dzieciaków i gości. Ale na litość Boską! To jest zwykła KRADZIEŻ - nie ma różnicy czy to restauracja, sklep, czy bank. Wynoszenie łyżeczki z samolotu, restauracji czy od przyjaciół z domu jest po prostu złodziejstwem, a nie zabawą w kolekcjonowanie pamiątek. Zanim następnym razem sięgniecie po tego rodzaju „pamiątkę”, proszę pomyśleć, że kelnerzy ponoszą często odpowiedzialność materialną za wyposażenie w restauracji. Uważacie, powinni oni tyrać cały dzień, żeby potem na koniec oddać wszystko, co zarobili tylko dlatego, że komuś się wydawało, że w restauracji wszystko jest niczyje?  W restauracji, sklepie czy fabryce wszystko jest czyjeś, a wynoszenie cudzej własności jest KRADZIEŻĄ i przestępstwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz