Od dawna zamierzałem napisać o nagrodach przyznawanych
restauratorom, kucharzom i restauracjom, oraz ich znaczeniu. Mam mieszane uczucia,
co do ich przydatności. Bez wątpienia są one oznaką uznania, szacunku i tego,
że ktoś zauważył naszą pracę. Ale z drugiej strony … Czy ściana pełna dyplomów
i statuetek ma przełożenie na nasz finansowy byt? Śmiem przypuszczać, że w
Polsce ciągle jeszcze mizerny.
Nagrody cieszą i to bardzo! Uwielbiam dostawać nagrody! Są one
dla mnie drogowskazem, ale i wyzwaniem do jeszcze bardziej ciężkiej pracy.
Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że Restauracja Gothic
Cafe, w której jestem szefem, została nominowana do nagrody HERMESA "Poradnika Restauratora"
w kategorii restauracja ogólnopolska. Już sama nominacja jest nagrodą, a sama
nagroda jest tym cenniejsza, że przyznawana przez niezależne gremium, niezrzeszone
w żadnej z rodzimych organizacji. Osobiście bardzo ucieszyłem się z nominacji, tym
bardziej, że siedziba "Poradnika ..." jest w Poznaniu. Inspektorzy musieli poświęcić dużo
czasu żeby do nas dotrzeć. Z pewnością nieco trudniej jest odnaleźć restaurację
za dziesięciometrowym zamkowym murem. Murem, którego strzeże 6 bram, a te bramy
nigdy nie zostały zdobyte. Dzisiaj dodatkowo wejścia do naszej restauracji bronią
niektórzy strażnicy zamkowi, którym sukces Gothic Cafe najwyraźniej jakoś przeszkadza…
Oczywiście pragnieniem każdego Chefa jest gwiazdka
Michelina, ale jak życie i ostatnie lata pokazują - jakoś inspektorzy z
Michelina nie mogą w Polsce odnaleźć swoich smaków. Trochę mi to przypomina
problem wiz do USA: staramy się jak możemy, spełniamy wszystkie pragnienia
naszych przyjaciół zza Oceanu, a zniesienia wiz i tak nie będzie. Tak samo z gwiazdkami
dla naszych restauracji. Nie uważam, że nie mamy dobrych restauracji. Mamy.
Mamy ogarniętych kucharzy, menagerów, ale może to, czego nam brakuje to serwis.
Wróćmy jednak do nagród w branży restauratorsko-gastronomicznej…
Mam całą ścianę dyplomów, wyróżnień i statuetek, z których jestem
dumny, bo symbolizują moją i mojego zespołu determinację w dążeniu do
kulinarnego celu. Jednak poza satysfakcją, nic z nich na dłuższa i krótszą metę
nie wynika. Jestem szczęśliwym posiadaczem nagrody EUROPEJSKIE DZIEDZICTWO KULINARNE.
Nagroda wisi na marmurowej tablicy przy wejściu do restauracji. Żeby na nią
zasłużyć, przez trzy lata studiowałem listy zakupowe, czytałem stare książki, przegadałem
dziesiątki godzin ze specjalistami od średniowiecznych kulinariów. Na podstawie
tych poszukiwań mogliśmy umieścić w karcie oryginalne receptury z przełomu XIV i
XV w. Poszukiwania te zaowocowały stworzeniem własnej marki SMAK GOTHICU. Pochłonęło
to mnóstwo pieniędzy i czasu. Dlatego teraz irytują mnie sytuacje, kiedy mam w
ramach tzw. „promocji” moich produktów wysłać 100 opakowań ciastek i 100 książek,
na własny koszt, do promowania czegoś tam… A może region w ramach promowania
moich produktów, będących jego „dziedzictwem kulinarnym” kupiłby moje produkty,
książki, zapłacił za wyjazd albo, chociaż dopłacił do mojego wyjazdu na targi,
kurs gotowania, etc? Niestety na takie „fanaberie” liczyć nie można. :-)
Może obdarowujący nas nagrodami powinni jednak pomyśleć o bardziej
praktycznej pomocy nagrodzonym. Może warto przy wszystkich okazjach typu
wizyta ważnych gości, obdarowywać ich nagrodzonymi produktami. Jestem przekonany,
że piękny kosz pełen smacznych lokalnych wiktuałów byłby stokroć cenniejszy,
niż kolejne drogie pióro, obraz czy album. Dla nas bardzo ważne jest poczucie,
że mamy wsparcie w instytucjach, które nam przyznają nagrody i wyróżnienia. Nie
chcemy być tylko pozycją w urzędniczych statystykach. Ilu nagrodzonych musiało zakończyć
swoją działalność, bo nikt im nie pomógł przetrwać? Nie chodzi tu tylko o pieniądze.
Bardzo często niechęć urzędników, brak empatii, rzucanie kłód pod nogi,
skutecznie zniechęcało do dalszej działalności. Chętnie zapłacę roczną składkę,
ale niech z tego coś wynika… Jestem członkiem American Culinary Federation,
płacę niemałą roczną składkę. W ramach tej przynależności mam zniżkę w większości
hoteli w USA i tam, gdzie hotele mają swoje sieci, zniżkę na książki
kucharskie, szkolenia, etc. Właśnie coś takiego ma dla mnie sens. A rodzime
podwórko? Dlaczego mam płacić 100% za wyjazd studyjny za granicę, żeby zobaczyć
jak inni tworzą produkty regionalne, czy na targi, skoro jestem taki świetny? Może
warto byłoby w ramach dodatku do nagrody, przeznaczyć w regionalnej gazecie 1/3
strony przez 12 miesięcy na reklamę, pozwolić szefowi prowadzić kącik kulinarny
i w ten sposób promować nagrodzoną restaurację czy produkt. Potrzebujemy wsparcia, pamięci i włączania
naszej działalności w różne regionalne i ogólnopolskie akcje. Tego życzyłbym sobie
i innym nagradzanym. Osobom, które decydują o przyznawanych nagrodach, życzę
oprócz sukcesów, także takiej zwykłej, ludzkiej satysfakcji, której może
dostarczyć świadomość wspierania pięknych marzeń i ciekawych pomysłów.
No to sobie przysapaliśmy i mamy się lepiej ? ;-)
OdpowiedzUsuńmamy nadzieję, że kiedyś będziemy mogli w tym względzie czuć się lepiej, gdybyśmy jej nie mieli - nie zadawalibyśmy sobie trudu aby sapać :-)
OdpowiedzUsuńHans, Hans, jeśli nie masz nic ciekawego do powiedzenia, to chyba już czas schować kozik do kieszeni i iść bawić się na inne podwórko... nie warto podcinać (nomen omen) gałęzi, na której siedzisz...
OdpowiedzUsuńJaki kozik?!
OdpowiedzUsuńNawet genialny nos Chef'a nie wyczuł odrobiny agresji w moim komentarzu....bo po prostu jej nie było.
Hermann, może odśwież sobie czytanie tekstu (nomen omen) po polsku...ze zrozumieniem