wtorek, 10 kwietnia 2012

Food and the City

Lubię „Sex and the City” nie tylko dlatego, że ma barwną, zabawną fabułę i dialogi, ale przede wszystkim dlatego, że opisuje i pokazuje Nowy Jork oczami nowojorczyka. Zaprasza do zaczarowanych miejsc, pokazuje styl życia, wnętrza, opisuje życie ludzi. Dla mnie jednak szczególnym „smaczkiem” jest to, że pokazuje też wiele szczegółów z kulinarnego życia tego wielkiego miasta. Czy zwróciliście uwagę na to, że prawdziwy nowojorczyk nie gotuje w domu? Na urządzenie pięknej kuchni wydał jakieś 250 tys$, ale nie służy ona do gotowania, tylko do lansowania. Nawet kawę rano (jeszcze w piżamie i szlafroku) przynosi się z pobliskiego sklepu. Poranny widok ludzi w szlafrokach na ulicy to w NYC normalka. Można się przyzwyczaić. W Nowym Jorku jada się „na mieście” przez cały dzień... i noc. Śniadanie, obiad, lunch, kolacja, nawet nocne ssanie po przepiciu i udanym clubbingu kończy się w restauracji, delli lub budzie z hot-dogami. Zazdroszczę nowojorczykom tego zwyczaju chodzenia po restauracjach. Spróbuję zabrać Was na kulinarną wycieczkę śladami bohaterek „Sex in the City”. 
Na początek udajmy się na 848 Washington street i 13 street do restauracji THE STANDARD GRILL. Meatpacking district NYC - tak nazywa się lokalizacja, w której położona jest nasza restauracja. Dolny Manhattan od kilku lat zmienia się w kulinarno-artystyczną Mekkę. Nazwa dystryktu pochodzi od zlokalizowanych tam rzeźni i zakładów mięsnych. Wraz z rozwojem miasta zakłady i fabryki, jeszcze do niedawna produkujące kiełbasy i szynki dla nowojorczyków, zaczęły przekształcać się w galerie, restauracje, sklepy, kwiaciarnie, teatry. Wyjątkowy jest także w tej okolicy park High Line, który powstał na bazie starego torowiska. Podwieszana kolejka, którą dostarczano mięso i zabierano gotowe produkty od producentów, ciągnie się na wysokich wspornikach przez ponad 20 ulic. Tylko dzięki ciekawej wizji i uporowi architektów, nie zburzono tego wszystkiego, ale zamieniono w oryginalny miejski park. Tory zostały wzbogacone architekturą miejską, na torowisku zasadzono kwiaty, na kołach od drezyn usadowiono leżanki. Ma się wrażenie, jakbyśmy zaraz mieli wybrać się na leżącą wycieczkę przez cały Manhattan. 
Nad parkiem wznosi się hotel cały ze szkła. Wieczorami można zobaczyć miłe poczynania i harce hotelowych gości. Oczywiście przy zapalonym świetle. Każde hotelowe okno, to inny spektakl. Nic dziwnego, że przez pewien czas park wieczorami był prawie tak oblegany, jak Metropolitan Opera. Ale powróćmy do restauracji... 
Są co najmniej 3 powody, dla których trzeba tam iść poza, oczywiście, dobrym jedzeniem i wyśmienitą obsługą. Przepiękne dziewczyny i przystojni kelnerzy witają gości promiennymi uśmiechami - jaki rzadki to widok w naszych restauracjach... Po pierwsze można spotkać tam Madonnę i dziewczyny z kultowego filmu, które bardzo lubią jeść tam śniadania. Po drugie - w niedalekiej odległości od restauracji jest telewizyjna stacja FOOD NETWORK - największa kulinarna stacja na świecie. Wielcy szefowie Nowego Yorku i celebryci w prawdziwym tego słowa znaczeniu, często odwiedzają to miejsce, co potwierdza tylko moją opinię o jedzeniu i serwisie. No i po trzecie - menagerem w tej restauracji jest chłopak z Polski. Andrzeja znam od kilku lat - to zarządczy kunszt, elegancja, dyskrecja i traktowanie gości po królewsku. Podczas ostatniej rodzinnej wizyty poszliśmy na wielkanocny obiad. Rezerwacja z tygodniowym wyprzedzeniem. Zostaliśmy przywitani najlepszym szampanem i truskawkami. Weronika dostała ogromną bezę. Karta menu jest codzienne inna. Otwarta kuchnia pozwala na dialog z szefem i kucharzami. Bar z owocami morza, rybami, serami, włoskimi i hiszpańskimi kiełbasami, zaprasza aby przegryźć coś, czekając na stolik. Świeże produkty, własna piekarnia, Szef kuchni osobiście jeździ na Bronx, na bazar rybny, nadzoruje dostawy do restauracji. Wszystko jest tak, jak powinno być. Zamówiłem schabowego - kawał schabu z kością z pieczoną cebulą i powidłami z mango. Wyśmienite mięso, usmażone, ale lekko różowe w środku. W polskich standardach kulinarnych byłoby to nie do przyjęcia, a szkoda. Na specjalne życzenie ugotowali mi kartofli. Nic nie poradzę - kocham kartofle. :-) Poznałem szefa, ucięliśmy sobie pogawędkę o kulinariach. Tam właśnie pojadę zimą, trochę pozmywam talerze i podpatrzę, co teraz ciekawego robi szef i czym się inspiruje. Zwróćcie też uwagę na podłogę - cała jest wyłożona miedzianymi jednocentówkami, nawet w toalecie . Mały szczegół, ale bardzo charakterystyczny. Na podłodze stoją ogromne skrzynie z jabłkami, które z jednej strony spełniają rolę dekoracji, a z drugiej … goście są zapraszani do częstowania się. Zimą przy restauracji jest lodowisko, co jeszcze bardziej czyni to miejsce wyjątkowym. Gorąca czekolada, grzane wino, gofry z bitą śmietaną - dla każdego coś miłego. Dzieci szaleją, rodzice zadowoleni. Mam wrażenie, że po takiej wyprawie będziecie inaczej patrzeć na nasze bohaterki i miejsca do których nas zabierają. Nowy York pachnie. Nie da się wszystkich jego aromatów poznać w tydzień, ale warto chociaż spróbować. Na pewno nie będziecie żałować.

                 zdjęcia pochodzą z oficjalnej strony The Standard Grill: http://thestandardgrill.com





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz