Życie w mojej restauracji to nieustające pasmo zdziwień i
zaskoczeń. Hasło "kryzys" odmieniane jest we wszystkich przypadkach i
językach. Dopadło dzisiaj i mnie.
Każdego ranka ok 8 sprawdzam pocztę, odpowiadam na e-maile wysyłam oferty, koresponduję z Klientami. Jedno z
warszawskich biur podróży przysłało zapytanie dotyczące zamówienia na lunch dla gości z
Hiszpanii. Wyobrażali sobie posiłek 3-daniowy, pieczywo, masło, woda za ... 7 Euro brutto od
osoby.
E-mail miał dopisek który mnie zdumiał "proszę pamiętać że w
Hiszpanii panuje kryzys dlatego dysponujemy takim budżetem".
Pani ubawiła
mnie od rana nadając memu życiu sens i zapał do napisania do riposty.
Pragnę
zaznaczyć, gdyby hiszpański i polski operator nie zauważył, że Polska od
10 lat jest w UE i ceny mamy jak na europejski kraj przystało.
Pracownicy to nie banda niewolników i bęcwałów i mimo młodego
wieku nie będą pracować za darmo (no bo oczywiście o napiwku od
hiszpańskiego emeryta można zapomnieć a jeszcze w dobie kryzysu, to trzeba
Bogu dziękować, że w ogóle przyjechali do tego dzikiego i biednego kraju).
Tak to prawda, żyjemy z gości i bardzo jesteśmy im wdzięczni i
staramy się ich traktować po królewsku. Chcielibyśmy, żeby poza piękną architekturą
zamku zachwycili się smakiem i zapachem tego niezwykłego miejsca. Ale, na litość
boską! Kawa w Madrycie kosztuje 8 Euro! Goście śpią w Hiltonie - czy też za 7 Euro za dobę?
Drodzy właściciele BP nie traktujcie naszych
restauracji jak tanich jadłodajni. Może czasami warto wydać 15EURO (!) za
obiad i mieć pewność, że wszystko, co wyjedzie na stoły zauroczy gości, niż
zaoszczędzić 1Euro i goście zaraz po powrocie będą odradzać każdemu przyjazdu do Polski.
Czasami
lepiej stracić złotówkę niż wstydzić się za jeden grosz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz