Czas płynie banalnym TIK-TAK... Już minął rok od mojej kulinarnej podróżny
do jednej z najbardziej prestiżowych szkół kucharskich - INSTITUTO
CULINARIO DANIELI w San Luis Potosi. W podróży towarzyszył mi kolega,
kucharz Paweł Dobrzański. Czas i termin podróży nie był przypadkowy. Zima w
Polsce sroga, temperatura -30, a w Meksyku tez zima, z tą małą różnicą, że +28, no i na Zamku
niewiele się dzieje. I to co najważniejsze - właśnie stałem się
szczęśliwym nabywcą lokalu w centrum Malborka. Lokalu, który chwilę później otrzymał nazwę TABASCO.
Wszystko układa się jak należy. Podróż zaplanowana.
Lecimy na zaproszenie kolegi i wielkiego cukiernika
Sławka Korczaka. Sławek jest szczęśliwym mężem pięknej Meksykanki o
imieniu Claudia, ojcem 4-letniej Agnieszki i 6-letniego Mateusza.
Mieszkają w San Luis Potosi od 10 lat. Szef Sławek jest instruktorem w
Instituto
Culinario Danieli. Po locie trwającym 26 godzin i 3 przesiadkach
wylądowaliśmy szczęśliwie w San Luis Potosi. Na lotnisku mała konsternacja - Gałązka w kurtce Canada Goose (kurtka dla polarników), w czapce
typu baranica, butach wysokich do kolan i (no może tego akurat nie było widać) ciepłej bieliźnie. Pani na
lotnisku po pierwszym rzucie oka zapytała z nieukrywana radością: "Where are
you from?"
I'm from Poland. 26 godzin temu było jeszcze -28C. Salwa
śmiechu na lotnisku...
Naprawdę musiałem wyglądać zabawnie.
Nieczęsty to widok - Eskimos z Polski w Meksyku.
Jeszcze tylko wspomnę,
że po 5 minutach byłem już zaprzyjaźniony z celnikami, służba graniczną i
pracownikami lotniska. Kto mnie zna - wie że to możliwe.
Po gorących powitaniach na lotnisku, czas na podróż do naszego nowego domu.
Sławek
mieszka w bardzo eleganckiej dzielnicy, w jednorodzinnym domku z
ogródkiem. Śliczne miejsce i bardzo ciepły dom. Sercem tego domu bez
wątpienia jest Claudia.
Claudia świetnie mówi po polsku i w czterech jeszcze innych językach,
tak więc nie ma problemu z komunikacją. Jak nie chcecie mówić po polsku,
to możecie po francusku, angielsku i Bóg wie, w jakim jeszcze innym
języku.
Sławek pojechał do roboty. Żeby nie tracić dnia, pojechaliśmy z
Claudią na meksykańskie śniadanie. Śniadania w Meksyku są bardzo
celebrowane - jak kolacje w Europie. Przy okazji objazd po mieście. Miasto
wielkości Krakowa. Kolonialna zabudowa, na zewnątrz gorąco, ale bardzo
miło. Zero wilgoci, suche i przejrzyste powietrze. Na ulicy miedzy
samochodami ktoś sprzedaje truskawki. Luty w Meksyku to chyba trzeci wysyp
truskawek. Całe miasto pachnie truskawkami, mango, arbuzami.
W centrum
miasta piękny park, fontanna, ławki oblegane przez mieszkańców i
piękna katedra. Na śniadanie sok ze świeżych owoców,
empanadas (pierożki), guacamole, enchiladas, pyszne i ostre, bardzo ostreeee
sosy. Armagedon w
toalecie. :-D Tam też niezły teatr odegrałem, jak o 11 w południe
zacząłem
się wykrzywiać i miny robić, że takie ostre. Gringo Polaco przybyli do
miasta i ich pali... cha, cha... Aż wszyscy z kuchni powychodzili sprawdzić, co to za dzikus.
Polaco, Polaco, dzikus Polaco...
Z każdym dniem było coraz lepiej. Nowe
smaki ostre, kwaśne, czekoladowe, słodkie, kukurydziane, maślane. Soki z
owoców w foliowych torebkach, nawet kawa w torebce ze słomką.
Jedzenie z restauracji, jak zostaje - też w torebkę . Ciekawe
doświadczenie.
Jedliśmy w barach, na ulicy, w domu, na bazarze w Mexico City.
Żadnych przygód żołądkowych.
Czas
na szkołę. Instituto Culinario Danieli to szkoła wyższa nadająca tytuł
licencjata. Nauka trwa 3 lata i opiera na zasadzie "working by doing",
czego niestety nie można powiedzieć o naszych szkołach gotowania. Podstawowy
program opiera się na nauce ... podstaw: wywary, sosy, zupy, mięsa, ryby,
cukiernia. Studenci mają bardzo dobrze wyposażone pracownie:
kuchnie, cukiernie, klasy do nauki teorii. 4 dni
spędzają w kuchni i 1 dzień na nauce teorii. Szkoła jest właścicielem
firmy cateringowej DANIELI - najlepszej w mieście, tak więc studenci od
razu mają praktykę pod okiem swoich nauczycieli. Tylko pozazdrościć.
Szkoła jest prywatna, ale system pożyczek studenckich powoduje, że
każdego stać na podjęcie nauki. Kadra nauczycielska z USA, Francji,
Polski, Meksyku. Czego jeszcze chcieć? Studenci z Meksyku, ale także z
USA no i z POLSKI.
Szkoła popołudniami organizuje kursy dla amatorów
gotowania. Chętnych nie brakuje. Nasza klasa zaczynała się o 8 rano.
Szef Mark, który był odpowiedzialny za nasz trening, nie mówił po
angielsku, a my nie rozmawialiśmy po hiszpańsku.
Na szczęście język kuchni, to język działający przez uniwersalny kod zmysłów: wzroku, dotyku, węchu, smaku. Paweł notował, a
ja mieszałem w garnkach z szefem Marko. Zrobiliśmy 1000 zdjęć samego
jedzenia. Kurs trwał 4 dni, ugotowaliśmy 60 potraw - 15 dziennie.
Mieliśmy taki
mix w głowach, że "salsa verde" (ZIELONA) jest moją ulubioną recepturą. :-D.
Cudowna szkoła, życzliwi właściciele, bardzo kompetentna kadra z
ogromną wiedzą i mimo braków językowych daliśmy radę. Szef Mark pokazał
nam prawdziwą kuchnię meksykańską. Niektóre receptury pochodziły od jego
babci i nadal są tak samo często używane, a my mieliśmy szczęście tego doświadczyć. Nie można
prowadzić etnicznej kuchni, nie wiedząc, jak smakuje. Musiałem zobaczyć
jak ludzie w Meksyku żyją, co jedzą, jak przygotowują potrawy w domu.
Leżenie plackiem nad oceanem to nie dla mnie. Tak wiec Koledzy Szefowie i
amatorzy gotowania polecam wyprawę do Instituto Culinario Danieli w
San Luis Potosi. W razie pytań - służę radą i pomocą.
Instituto Culinario Danieli - strona szkoły
Instituto Culinario Danieli - strona szkoły
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńI dzięki temu moi goście (artyści), którzy wraz ze mną mieli ten zaszczyt jadać w Tabasco (oraz w innych, najróżniejszych restauracjach świata), każdorazowo zgodnie twierdzili (twierdzą), że w każdym kęsie Pańskich potraw czuć prawdziwą sztukę i mistrzostwo szczegółów.
OdpowiedzUsuńDziękujemy!