piątek, 27 stycznia 2012

Polska Prezydencja od kuchni

Dostaję do restauracji "Poradnik Restauratora". Zazwyczaj tylko kartkuję, bo jakoś nie mam przekonania do rodzimego piśmiennictwa branżowego. Chociażby dlatego, że okładka jest ozdobiona rosołem o smacznie brzmiącej nazwie KNORR, ale o tym napiszę później. Wracając do "Poradnika" - zatrzymałem wzrok na artykule Szefa Adama Chrząstowskiego, w którym podsumowuje Polską Prezydencję jako Szef Szefów Polskiej Prezydencji. Cenię Szefa Adama, bo jak to mawia się w branży "chłop jest ogarnięty" i chylę czoła, bo Szef Adam zrobił kawał dobrej roboty.  
Pochwalę się, że dołożyliśmy do tego i naszą cegiełkę. Gościliśmy na Zamku  w  Malborku panów i panie Ambasadorów (wraz z małżonkami) posiadających placówki dyplomatyczne przy UE.
Jest prawdą, że serwowane przez nas w Malborku dania zostały entuzjastycznie przyjęte przez biesiadników. Polska porcelana z Ćmielowa, sękacze z Wigier, cielęcina i nalewka musiały wzbudzić u gości zachwyt. 
Ale sprawa nie była taka łatwa, jak się wydaje. Takie oficjalne spotkania są poprzedzone roboczymi wizytami "dworu". W tym przypadku pani dr Agnieszka Tombińska, żona pana Ambasadora Jana Tombińskiego odwiedziła zamek ze swoją świtą. Był majowy ciepły poranek, a ja dostałem zlecenie przygotowania lekkiego lunch'u dla 12 osób. Wpadłem na Zamek ok 9 rano i natknąłem się na dziedzińcu na grupę gości. Po chwili okazało się że to pani dr Tombińska wizytuje zamek i miejsca, w których goście będą jedli kolację. Szef protokołu zapytał: "Szefie co będziemy jedli?" A ja z wrodzoną sobie frywolnością odpowiedziałem - kaczkę. Po czym pobiegłem do restauracji. Usłyszawszy to, pani Ambasadorowa odpowiedziała: "KACZKĘ POWIEDZIAŁ? NO, TO NICZEGO DOBREGO NIE WRÓŻY..."
Świta zamarła. Zamek pobladł. Trawa zsiniała.
Ja piekę kaczę w sosie pomarańczowym...
Wybiła godzina 12:00, goście zjawili się w restauracji, a ja niczego nie podejrzewając (i dzięki Bogu!) wyszedłem przed gości. Stół pięknie zastawiony: porcelana z Ćmielowa, srebra Gerlacha, szkło z Krosna - wszystko 1 klasa i z Polski. Zacząłem opowiadać o tradycji kulinarnej na Zamku, a jest o czym opowiadać bo ta tradycja to 600 lat mieszania w garnkach. 
Podałem chłodnik malinowy z biszkoptami i świeżą miętą.


Atmosfera przy stole lekko napięta. No ale przecież protokół dyplomatyczny ... może tak trzeba ... Ja - prosty chłopak z Grajewa - nie miałem pojęcia, że wszyscy z przerażeniem w oczach i ściśniętymi gardłami czekają na kaczkę.
Pani Ambasadorowa stwierdziła że "zupa bardzo ciekawa", co podobno w języku dyplomacji znaczy wyśmienita. Ukłoniłem się nisko i zacząłem podawać kaczkę. Po dwóch, może trzech kęsach pani Tombińska poprosiła mnie na salę. Z późniejszych relacji gości przy stole wiem, że wszyscy zamarli. A ja - ciągle w niewiedzy, że za chwilę może wybuchnąć skandal dyplomatyczny,  z uśmiechem na twarzy, w czapce z owocami na głowie - wychodzę... Pani Agnieszka w te słowa: "Jadłam wiele kaczek w Polsce i kiedy Pan powiedział, że będzie kaczka, to się zatrwożyłam. Z moich doświadczeń wynika, że w Polsce nikt nie potrafi dobrze zrobić kaczki... A u Pana w restauracji dostałam kaczkę soczystą, pięknie podaną i pyszną."
I dopiero wtedy usłyszałem to "UFFFF..." od biesiadników. Pani Agnieszka stwierdziła jeszcze, że jest spokojna o obiad na zamku, że porcje są zgodne ze sztuką kulinarną, a zastawa piękna, tak wiec możemy być dopuszczeni do grona wybranych restauracji biorących udział w pokazywaniu Polski od kuchni. 


Kolacja była fantastyczna. Sękacze zachwycały nie mniej niż historia Zamku nad Nogatem. Na koniec kolacji dostaliśmy owacje na stojąco i oficjalne podziękowanie od Pana Ambasadora Tombińskiego. I to jest sens naszej pracy. Naszej i naszych współpracowników (o czym często zapominamy!). Nie byłoby naszych sukcesów, gdyby nie "Nasi Ludzie", cierpliwe znoszący nasze humory. Moje na pewno.
Dzisiaj, kilka miesięcy po obiedzie, śmiejemy się z tego. Zaprzyjaźniłem się z ekipą, która nas wtedy odwiedziła i wspominamy z rozrzewnieniem wizytę "KRÓLOWEJ MATKI" (jak nazwaliśmy radośnie panią  dr Tombińską).
Myślę, że gdyby w polityce więcej publicznych pieniędzy wydawało się na promowanie Polski poprzez sztukę kulinarną, więcej by było z tego pożytku niż z utrzymywania przeróżnych organizacji zajmujących się promocją Polski. Polska SZTUKA KULINARNA zrobiła więcej dobrego przez 6 miesięcy Polskiej Prezydencji niż setki godzin przedyskutowanych w zaciszu Polskiego i Europejskiego Parlamentu. Brawo Szef Adam! Brawo Szefowie, którzy mieli tę niewątpliwą przyjemność pokazywania Polski OD KUCHNI.



2 komentarze:

  1. Zgadzam się z opinią calkowicie. POT dysponuje siecią przedstawicielstw zagranicznych i nie jest zupełnie zainteresowany wspólpracą z biurami i osobami prywatnymi. Każdego dnia widfziomy jak wiele środkow /grantow jest marnowanych, bo po prostu brak koncepcji.
    " Cudze chwalicie, swego nie znacie,
    sami nie wiecie, co posiadacie. "

    OdpowiedzUsuń
  2. Małgosiu doświadczyłem przed kilkoma laty braku kompetencji a tak naprawę głupoty i braku wyobraźni pracowników POT w NY. Siedziba mieściła się w Hoboken NJ piękny biurowiec` z okien widok na Manhattan i rzekę Hudson. Byłem studentem Culinary Academy of NY. W programie nauczania są bloki kuchni narodowych.Warto zaznaczyć że szkoła ma jedną z lepszych lokalizacji w NYC 154W 14th street, na 11 piętrze piękna restauracja w widokiem na rzekę i dolny Manhattan. Goście restauracji to pracownicy okolicznych biur i giełdy. Nic lepszego przydarzyć się nie może jeśli chodzi o promocję kraju poprzez kuchnię.Wybrałem się do POT o materiały promocyjne. Chciałem postawić polską flagę, rozdawać materiały o Polsce. Lunch to dobry moment na relax i poczytanie czegoś innego niż New York Times. Na telewizorach wiszących na ścianie chciałem puścić filmy o Polsce. Wszystko miałem w głowie poukładane i nawet się bardzo cieszyłem na ten moment. Bo wszyscy wiemy że dobrego PR to my za oceanem nie mamy. Mieszkałem w Bayonne wiec miałem po drodze do szkoły Hoboken to duża stacja tranzytowa między NJ a NYC. Już na wejściu Pan mnie potraktował z buta i bez zainteresowania. Mimo wszystko wytłumaczyłem że jestem studentem i za kilka tygodni będzie tydzień Polski i bardzo mi zależy na materiach promocyjnych, a może ktoś z POT zrobi małe stoisko. Nikt nie był zainteresowany jaką kol wiek współpraca. Materiały obiecano mi że przywiezie kurier. Przywiózł rano paczkę materiałów. Proszę sobie wyobrazić jakie było moje zdumienie a jeszcze większy wstyd przed kolegami i nauczycielami jak okazało się że materiały są po francusku. To tyle jeżeli chodzi o współprace moją z POT w NYC. Na koniec POT wydał POLISH CUSINE EPICUREAN TRAVELS- pięknie wydana broszura z przepisami, pięknymi zdjęciami, ale pewnie po angielsku to rozdają to w Japonii.

    OdpowiedzUsuń