sobota, 18 lutego 2012

Chęć życia

Na tym blogu zwykle opisuję moje doświadczenia dotyczące rzeczywistości kulinarno-społecznej, ale tym razem zrobię mały wyjątek. Ten wpis poświecę mojej bratanicy-Weronice. Zainspirowała mnie do tego Pani wychowawczyni w przedszkolu, która podczas indywidualnego spotkania z Faustyną i Robertem (rodzicami Weroniki), wykazała się ogromnym darem obserwacji młodego człowieka.
Faustyna, zaniepokojona zachowaniem Weroniki podczas szkolnego przedstawienia, poprosiła wychowawczynię o spotkanie. Zaniepokoiło ją to, że Weronika w czasie przedstawienia ciągle stała sama, jakby była nietolerowana i odrzucona przez grupę. Zrozumiałe, że każdą matkę takie spostrzeżenie może zaniepokoić. Na spotkaniu Faustyna przedstawiła swoje obawy i zakończyła pytaniem, czy Pani też to zauważyła. Pani stanowczo rozwiała wszystkie wątpliwości. Stwierdziła, że Weronia ma, jak na tak młody wiek, bardzo rozwiniętą inteligencję emocjonalną, jest bardzo pomocna i prospołeczna, nawet jak jej coś nie wychodzi to się nie zraża, nie płacze, tylko podpatruje inne dzieci i próbuje je naśladować. Nawet jeśli jakieś dziecko nie chce się z nią bawić, to Weronia nie histeryzuje, tylko szuka sobie innego zajęcia.
Historia Weroniki miała początek 2.07.2007 – w dniu, kiedy przyszła na świat (chociaż "planowy" termin jej urodzin miał być pod koniec września). Ważyła 800g, mierzyła 40cm, miała niewykształcone płuca, rokowano, że nie będzie chodzić ani mówić. Tylko dzięki opatrzności Boskiej i mądrości Dr. Suhail Ashelka (jednego z najlepszych neonatologów w USA) Weronika każdego dnia nas zaskakuje, bawi i wzrusza. Spędziła 12 tygodni na oddziale intensywnej opieki medycznej. Podłączona do setki rurek, przewodów i pomp. Otoczona miłością rodziny, pielęgniarek i lekarzy walczyła dzień i noc. Z uporem pokonywała wszystkie przeszkody, dokładnie tak, jak robi to ciągle w jej małym życiu. Tu przypominają mi się słowa dr. Korczaka „NIE MA DZIECI SĄ LUDZIE”.
Pamiętam pewną lipcową noc. Weronika była od 7 dni w szpitalu. Zadzwoniła pielęgniarka i powiedziała, że powinniśmy ochrzcić Weronikę, bo jest bardzo źle. Robert natychmiast pobiegł po księdza Jurka z polskiej parafii w Bayonne NJ, zabrali Faustynę i ochrzcili Weronikę. Imię otrzymała po naszej babci - mamie naszej mamy. O 6 rano zadzwonił Dr. Suhail Alsheikh z informacją, że stan Weroniki się poprawia. Po tylu dniach siedzenia dzień i noc w szpitalu zaprzyjaźniasz się z ludźmi. Babcia Czesia bardzo dbała o to, żeby personel średni szpitala był dobrze odżywiony polskimi specjałami. Pielęgniarka o imieniu Delma opowiedziała nam o swoich doświadczeniach z tego oddziału. Podobno bardzo często po chrzcie, czy buddyjskim rytuale, żydowskich modlitwach i innych tajemnych cudach, dzieci wracają do zdrowia. Ja myślę, że to ogromna miłość rodziców, bliskich, siła modlitwy czy medytacji – cały ten ogrom pozytywnej energii zgromadzonej wkoło tych dzieci, daje im siłę do walki o życie. Weronika od pierwszej chwili własnego życia musiała walczyć o siebie. Chciała i chce żyć. Rzadko płacze. Jest uczynna i opiekuńcza. Małomówna ale odważna i ciekawa świata. Pani wychowawczyni w przedszkolu nie znała historii Weroniki. A jednak niezwykle trafnie oceniła jej osobowość i charakter.
CNN Health nakręcił program o 10 najcięższych przypadkach medycznych w USA w różnych dziedzinach. Weronika reprezentowała wcześniaków. Pokazano zdjęcia Weroniki w inkubatorze, Dr Suhail Alsheikh opowiadał o jej przypadku. Kiedy przywieziono Weronikę 2.07.2007 na neonatologiczny oddział intensywnej terapii, to nic w niej nie działało – płuca, oczy, mózg... Nie oddychała samodzielnie, nie miała odruchu ssania... W materiale Faustyna, jako mama, opowiadała jak to wszystko wyglądało - urodziła dziecko, które natychmiast jej zabrano do innego szpitala. Nie muszę chyba mówić, jak było ciężko.
Teraz, chociaż patrzymy na ten film ze łzami w oczach, staramy się pamiętać tylko dobre rzeczy. Ludzi którzy przyjechali z Polski, żeby nam pomóc i nas wesprzeć. Maciek, Andrzej - ci ludzie byli z nami w tamtych chwilach i dzisiaj z radością patrzą na Weronikę, której chęć do życia i uwielbienie do zapachu kawy pokazuje nam każdego dnia, że warto było walczyć.
Weronika dostawała specjalny lek z dodatkiem kofeiny. Teraz, gdy jesteśmy w kawiarni, Weronika zawsze nieśmiało pyta panią lub pana baristę, czy może powąchać kawę. Już nie może się doczekać, kiedy będzie duża. Wtedy będzie mogła pić kawę, malować paznokcie i (pochodzenia tej fascynacji nie znamy) grać w karty. :-)


4 komentarze:

  1. Bogu niech będą dzięki, Bodziu. Nie wiedziałem, że historia Twojej ukochanej Weroniki jest tak dramatyczna. Cieszę się niezwykle, że tak to się wszystko skończyło.
    Takie historie przypominają, że życie jest święte. I nie ma, absolutnie nie ma nic, co mogło by się równać z jego wartością.
    Uściskaj Weronikę od nieznanego Wujka z Warszawy

    OdpowiedzUsuń
  2. Boguś, chyba zawsze Weronika wygrywa z Tobą w karty. Ucałowania dla Ciebie i Weroniki. A gdzie w tym roku zabierasz ją na ferie ? Są rzeczy na siecie, o których nie śniło się nawet filozofom. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawa i pozytywnie nastrajająca (z rana) opowieść. Zwłaszcza fragment o chrzcie, który niezależnie od przynależności religijnej, niesie polepszenie sytuacji. Warto się nad tym zastanowić.
    Pozdrawiam Was wiosennie!

    OdpowiedzUsuń
  4. dziękuje za informacje na pewno tutaj wrócę :) Tymczasem zapraszam na http://kulinarnepysznoscimolki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń