Na tym blogu zwykle opisuję moje doświadczenia dotyczące rzeczywistości kulinarno-społecznej, ale tym razem zrobię mały
wyjątek. Ten wpis poświecę mojej bratanicy-Weronice. Zainspirowała mnie do tego Pani wychowawczyni w przedszkolu,
która podczas indywidualnego spotkania z Faustyną i Robertem
(rodzicami Weroniki), wykazała się ogromnym darem obserwacji młodego
człowieka.
Faustyna, zaniepokojona zachowaniem
Weroniki podczas szkolnego przedstawienia, poprosiła wychowawczynię
o spotkanie. Zaniepokoiło ją to, że Weronika w czasie przedstawienia ciągle stała sama,
jakby była nietolerowana i odrzucona przez grupę. Zrozumiałe, że
każdą matkę takie spostrzeżenie może zaniepokoić. Na spotkaniu
Faustyna przedstawiła swoje obawy i zakończyła pytaniem, czy Pani
też to zauważyła. Pani stanowczo rozwiała wszystkie wątpliwości.
Stwierdziła, że Weronia ma, jak na tak młody wiek, bardzo
rozwiniętą inteligencję emocjonalną, jest bardzo pomocna i
prospołeczna, nawet jak jej coś nie wychodzi to się nie zraża,
nie płacze, tylko podpatruje inne dzieci i próbuje je naśladować.
Nawet jeśli jakieś dziecko nie chce się z nią bawić, to Weronia
nie histeryzuje, tylko szuka sobie innego zajęcia.
Historia Weroniki miała początek
2.07.2007 – w dniu, kiedy przyszła na świat (chociaż "planowy"
termin jej urodzin miał być pod koniec września). Ważyła 800g,
mierzyła 40cm, miała niewykształcone płuca, rokowano, że nie
będzie chodzić ani mówić. Tylko dzięki opatrzności Boskiej i
mądrości Dr. Suhail Ashelka (jednego z najlepszych neonatologów w
USA) Weronika każdego dnia nas zaskakuje, bawi i wzrusza. Spędziła
12 tygodni na oddziale intensywnej opieki medycznej. Podłączona do
setki rurek, przewodów i pomp. Otoczona miłością rodziny,
pielęgniarek i lekarzy walczyła dzień i noc. Z uporem pokonywała
wszystkie przeszkody, dokładnie tak, jak robi to ciągle w jej małym
życiu. Tu przypominają mi się słowa dr. Korczaka „NIE MA
DZIECI SĄ LUDZIE”.
Pamiętam pewną lipcową noc. Weronika
była od 7 dni w szpitalu. Zadzwoniła pielęgniarka i powiedziała,
że powinniśmy ochrzcić Weronikę, bo jest bardzo źle. Robert
natychmiast pobiegł po księdza Jurka z polskiej parafii w Bayonne
NJ, zabrali Faustynę i ochrzcili Weronikę. Imię otrzymała po
naszej babci - mamie naszej mamy. O 6 rano zadzwonił Dr. Suhail
Alsheikh z informacją, że stan Weroniki się poprawia. Po tylu dniach siedzenia dzień i noc w szpitalu zaprzyjaźniasz się z ludźmi.
Babcia Czesia bardzo dbała o to, żeby personel średni szpitala
był dobrze odżywiony polskimi specjałami. Pielęgniarka o imieniu
Delma opowiedziała nam o swoich doświadczeniach z tego oddziału.
Podobno bardzo często po chrzcie, czy buddyjskim rytuale, żydowskich
modlitwach i innych tajemnych cudach, dzieci wracają do zdrowia. Ja
myślę, że to ogromna miłość rodziców, bliskich, siła modlitwy
czy medytacji – cały ten ogrom pozytywnej energii zgromadzonej
wkoło tych dzieci, daje im siłę do walki o życie. Weronika od
pierwszej chwili własnego życia musiała walczyć o siebie.
Chciała i chce żyć. Rzadko płacze. Jest uczynna i opiekuńcza.
Małomówna ale odważna i ciekawa świata. Pani wychowawczyni w
przedszkolu nie znała historii Weroniki. A jednak niezwykle trafnie oceniła
jej osobowość i charakter.
CNN Health nakręcił program o 10
najcięższych przypadkach medycznych w USA w różnych dziedzinach.
Weronika reprezentowała wcześniaków. Pokazano zdjęcia Weroniki w
inkubatorze, Dr Suhail Alsheikh opowiadał o jej przypadku. Kiedy
przywieziono Weronikę 2.07.2007 na neonatologiczny oddział
intensywnej terapii, to nic w niej nie działało – płuca, oczy,
mózg... Nie oddychała samodzielnie, nie miała odruchu ssania... W
materiale Faustyna, jako mama, opowiadała jak to wszystko wyglądało
- urodziła dziecko, które natychmiast jej zabrano do innego
szpitala. Nie muszę chyba mówić, jak było ciężko.
Teraz, chociaż patrzymy na ten film ze
łzami w oczach, staramy się pamiętać tylko dobre rzeczy. Ludzi
którzy przyjechali z Polski, żeby nam pomóc i nas wesprzeć.
Maciek, Andrzej - ci ludzie byli z nami w
tamtych chwilach i dzisiaj z radością patrzą na Weronikę, której
chęć do życia i uwielbienie do zapachu kawy pokazuje nam każdego
dnia, że warto było walczyć.
Weronika dostawała specjalny lek z
dodatkiem kofeiny. Teraz, gdy jesteśmy w kawiarni, Weronika zawsze
nieśmiało pyta panią lub pana baristę, czy może powąchać kawę.
Już nie może się doczekać, kiedy będzie duża. Wtedy będzie
mogła pić kawę, malować paznokcie i (pochodzenia tej fascynacji
nie znamy) grać w karty. :-)
Bogu niech będą dzięki, Bodziu. Nie wiedziałem, że historia Twojej ukochanej Weroniki jest tak dramatyczna. Cieszę się niezwykle, że tak to się wszystko skończyło.
OdpowiedzUsuńTakie historie przypominają, że życie jest święte. I nie ma, absolutnie nie ma nic, co mogło by się równać z jego wartością.
Uściskaj Weronikę od nieznanego Wujka z Warszawy
Boguś, chyba zawsze Weronika wygrywa z Tobą w karty. Ucałowania dla Ciebie i Weroniki. A gdzie w tym roku zabierasz ją na ferie ? Są rzeczy na siecie, o których nie śniło się nawet filozofom. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa i pozytywnie nastrajająca (z rana) opowieść. Zwłaszcza fragment o chrzcie, który niezależnie od przynależności religijnej, niesie polepszenie sytuacji. Warto się nad tym zastanowić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was wiosennie!
dziękuje za informacje na pewno tutaj wrócę :) Tymczasem zapraszam na http://kulinarnepysznoscimolki.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń